Pacjenci wchodzili do gabinetu, a po wyjściu z niego odbierali certyfikat potwierdzający szczepienie przeciwko COVID-19. Sęk w tym, że żadnego szczepienia nie było. Proceder ujawnili dziennikarze TVN24, a po ich śledztwie postępowanie wszczęły policja i prokuratura.
OGLĄDAJ MATERIAŁ "FAKTÓW": Tak wygląda proceder wystawiania fałszywych certyfikatów covidowych
Po nagłośnieniu sprawy przez stację TVN24 śledztwo w sprawie fałszywych certyfikatów wszczęła policja pod nadzorem Prokuratury Krajowej. Zatrzymano trzy osoby, 53-letniego mężczyznę i dwie kobiety w wieku 66 i 43 lat.
- Przedstawiono im łącznie 11 zarzutów, które dotyczą kierowania i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, poświadczenia nieprawdy w dokumentach, przyjęcia korzyści majątkowej w wysokości ponad 300 tysięcy złotych, jak również wyłudzenia ponad 100 tysięcy złotych na szkodę Narodowego Funduszu Zdrowia – wylicza dziennikarz TVN24 Mateusz Półchłopek.
Wobec zatrzymanych zastosowano wolnościowe środki zapobiegawcze: dozór policyjny, poręczenie majątkowe i zakaz opuszczania kraju. Dwie z zatrzymanych osób zostały też objęte zakazem pracy w placówkach ochrony zdrowia.
Do 300 do 1500 złotych
Z ustaleń prokuratury wynika, że ponad 1000 osób zdobyło w ten sposób paszport covidowy. - Ci, którzy organizowali ten proceder, fałszowali ankiety, które powinny być wypełnione przez pacjentów, a następnie wprowadzali poszczególne osoby do systemu jako te zaszczepione. Za to trzeba było zapłacić od 300 do 1500 złotych. Z ustaleń prokuratury wynika też, że te ceny wahały się w zależności od tego, ilu pośredników było przy jednej takiej sprawie oraz to, czy dany klient mógł stawić się osobiście w klinice – tłumaczy Półchłopek. Z "usługi" korzystały osoby z całego kraju, a także mieszkające za granicą.
Służby informują, że sprawa jest rozwojowa, a kolejne zatrzymania nie są wykluczone.
Prowokacja dziennikarska
To, jak wygląda wystawianie fałszywych certyfikatów o szczepieniu przeciwko COVID-19, pokazała ekipa "Faktów" TVN.
Dziennikarze obserwowali tę praktykę przychodni w Zabierzowie pod Krakowem przez ponad miesiąc. Dokumenty, w których posiadaniu znaleźli się reporterzy, sugerowały, że mogło tam dochodzić do fałszowania certyfikatów covidowych. By mieć co do tego pewność, reporterzy przeprowadzili dziennikarską prowokację i wzięli udział w pseudoszczepieniu.
Bojanowski: podwinąłem rękaw i jedyna rzecz, która się wydarzyła, to naklejenie plastra
Wojciech Bojanowski, autor reportażu "Faktów", mówił w TVN24 o przeprowadzonej prowokacji dziennikarskiej.
- Wyglądało to w ten sposób. Wszedłem, nikt nie pytał mnie o dokumenty, spotkałem się z szefem tej kliniki, on wypełnił za mnie ankietę, ja przekazałem mu w gotówce pieniądze - opowiadał.
- Na miejscu pojawiła się pielęgniarka, stanąłem w kolejce. Wszedłem do gabinetu, usiadłem, podwinąłem rękaw i jedyna rzecz, która się wydarzyła, to naklejenie plastra. I pielęgniarka mówi, że już po szczepieniu i mogę czekać na certyfikat - relacjonował.
Źródło: TVN24