Kiedy Adam D. zjawił się w noclegowni, był nietrzeźwy. Pół godziny później mężczyznę znaleźli pracownicy placówki. D. skarżył się na złe samopoczucie. Wezwano pogotowie, jednak 64-latka nie udało się uratować. Prokuratura wszczyna śledztwo w tej sprawie.
Mężczyzna wrócił do noclegowni w poniedziałek około godziny 21. Miał ponad trzy promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Dlatego dyżurny nie chciał wpuścić 64-latka do pomieszczenia, w którym spali inni pensjonariusze.
- Wskazano mu miejsce na materacu w pobliżu dyżurki – wyjaśnia Janusz Hnatko, rzecznik prasowy krakowskiej prokuratury okręgowej.
Rok wcześniej przeszedł zawał
Mimo zakazu D. dostał się na piętro budynku. Tam pół godziny później znaleźli go pracownicy noclegowni. - Około godziny 21.30, podczas obchodu pomieszczeń noclegowni, pracownicy zastali pokrzywdzonego leżącego na łóżku i uskarżającego się na zły stan zdrowia – relacjonuje Hnatko.
Ponieważ D. miał problemy z oddychaniem, a następnie stracił przytomność, pracownicy noclegowni wezwali karetkę pogotowia. - W oczekiwaniu na jej przyjazd pracownicy noclegowni podjęli akcję reanimacyjną. Przybyły na miejsce zespół pogotowia ratunkowego przejął czynności reanimacyjne – informuje rzecznik. Mimo tego Adama D. nie udało się uratować.
- Z informacji uzyskanych od innych pensjonariuszy wynikało, że pokrzywdzony leczył się kardiologicznie i przeszedł na początku 2016 roku zawał serca – uzupełnia rzecznik prokuratury. Dokładną przyczynę zgonu mężczyzny wyjaśni sekcja zwłok.
Jest śledztwo
W piątek prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące nieumyślnego spowodowania śmierci Adama D.
- Zakresem prowadzonego postępowania objęte będą wszystkie okoliczności związane ze zgonem, w tym także badanie prawidłowości i terminowości podjęcia działań przez zespół pogotowia ratunkowego – podaje Hnatko.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: tvn24