Prokuratura umorzyła dochodzenie w sprawie babci 2-letniego Adasia, który pod koniec listopada w nocy wyszedł z domu dziadków i po tym trafił do szpitala w stanie skrajnej hipotermii. Śledczy stwierdzili, że kobieta w żaden sposób nie naraziła chłopca na utratę zdrowia i życia, a całe zdarzenie było nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności.
2-letni Adaś w nocy 30 listopada opuścił dom babci w Racławicach i ubrany tylko w pidżamkę krążył po okolicy. Nad brzegiem rzeki, kilkaset metrów od zabudowań, znalazł go zastępca komendanta komisariatu w Krzeszowicach Michał Godyń. Zaniósł go do najbliższego domu i tam prowadził reanimację do czasu przyjazdu karetki i transportu dziecka do szpitala.
Prokuratura umarza dochodzenie
Dochodzenie w sprawie nieumyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez osobę, na której ciążył obowiązek opieki nad chłopcem, prowadziła prokuratura. Teraz zostało umorzone.
Bogusława Marcinkowska, rzecznik prokuratury okręgowej w Krakowie informuje, że zgromadzony materiał dowodowy nie wykazał, aby babcia 2-letniego Adasia naraziła zdrowie i życie chłopca. - Zdarzenie skutkujące narażeniem jego życia na niebezpieczeństwo było nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności - zaznacza Marcinkowska.
Prokuratorzy zaznaczają, że babcia we właściwy sposób zajmowała się chłopcem i dwójką innych wnucząt, które w tym czasie przebywały pod jej opieką. - Jeszcze w nocy, przed zaśnięciem, sprawdzała, czy wszystko jest w porządku. Kobieta, wiedząc, że chłopiec bał się ciemności i nigdy wcześniej nie wychodził w nocy z domu, nie miała świadomości, że może dojść do takiej sytuacji - dodaje Marcinkowska.
Poza Adasiem dziadkowie mają jeszcze sześcioro wnucząt. Kilka dni po zdarzeniu, kiedy lekarze informowali o poprawiającym się stanie zdrowia chłopca, jego babcia nie kryła wzruszenia. - To jest dla mnie cud. Jestem bardzo wdzięczna. Poczucie winy zawsze będę miała do końca życia - mówiła w rozmowie z TVN24. To, że dziecko wyszło z feralnej nocy z domu, pierwszy zauważył dziadek.
W stanie skrajnego wyziębienia
Chłopiec trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie w stanie skrajnego wyziębienia. Został podpięty do urządzenia ECMO, które umożliwia pozaustrojowe utlenowanie krwi. Dzięki niemu udało się podnieść temperaturę ciała chłopca z 12,7 do 36 stopni Celsjusza. Następnie chłopiec został podłączony pod respirator.
Tuż po tym, jak chłopiec trafił do placówki, jego stan oceniono jako bardzo ciężki. Lekarze nie wiedzieli wtedy jeszcze, czy doszło do uszkodzenia układu nerwowego. Później jednak badanie tomografem komputerowym wykazało, że mózg 2-latka nie został uszkodzony. Lekarze podjęli decyzję o wybudzeniu chłopca ze śpiączki farmakologicznej, a rodzice nie kryli radości.
Mówili o cudzie
Kiedy lekarzom udało się ocalić chłopca, zagraniczne media pisały o cudzie w Polsce. Dr Tomasz Darocha z Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej, które działa w Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II, przypomniał, że dotąd najbardziej wychłodzona osoba - kobieta ze Skandynawii - której udało się pomóc, miała temperaturę 13,7 stopni C.
Adaś wrócił do domu
W połowie lutego Adaś opuścił placówkę i wrócił do domu. - Marzyliśmy, żeby dziecko opuszczało szpital, w stanie, w jakim wychodzi - mówił wtedy prof. Janusz Skalski, który zajmował się leczeniem chłopca. Rodzice czekali na synka 74 dni.
Autor: mmw / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków