Dzięki niezwykłej sprawności i pomocy przypadkowego kierowcy 35-letni ratownikowi górniczemu udało się odzyskać skradziony ze stacji benzynowej samochód. Sceny jak z filmu rozegrały się w Pawłowicach koło Pszczyny (woj. śląskie).
Jak informuje śląska policja, do kradzieży samochodu doszło tuż przed świętami na jednej ze stacji benzynowych w Pawłowicach.
- 35-latek z Jarząbkowic płacił za zatankowane paliwo, kiedy spostrzegł odjeżdżające sprzed dystrybutorów jego daewoo. Rzucił się w pościg - podają policjanci.
Dalej o całej sytuacji opowiedział nam sam właściciel auta, a nawet zaprezentował przed kamerą, jak wskoczył na dach i dostał się do środka jadącego samochodu.
"Złapałem się relingów. Próbował mnie zrzucić"
- Wybiegam na drogę, patrzę: auto odjeżdża. Zatrzymałem więc (przejeżdżający - red.) samochód, wsiadłem i pojechaliśmy za gościem. Po kilku kilometrach samochód się zatrzymał. Wyskoczyłem i próbowałem wsiąść do mojego auta, ale kierowca znów ruszył. Wskoczyłem na dach, złapałem się relingów i zaparłem się nogami, żeby nie spaść - opisuje w rozmowie z reporterem TVN24 Jacek Biernacki.
Jak mówi, złodziej próbował jechać tak, by zrzucić go z dachu. W końcu jednak z tego zrezygnował.
- Kiedy się uspokoił, sięgnąłem za klamkę, otworzyłem drzwi, wskoczyłem do środka i zaciągnąłem ręczny. Gościu dalej próbował jechać, więc wytargałem kluczyki ze stacyjki i mówię: wysiadaj! - opowiada.
Grozi mu pięć lat za kradzież
Złodziej prosto z auta trafił w ręce policjantów.
- Zatrzymany 29-latek z Jastrzębia usłyszał zarzut kradzieży samochodu. W takich przypadkach prawo przewiduje nawet pięcioletni pobyt w więzieniu - informuje pszczyńska policja.
Funkcjonariusze są pełni podziwu dla kaskaderskich zdolności właściciela auta. Podkreślają też, że samochodu nie udało by się odzyskać, gdyby nie przypadkowy kierowca, który zatrzymał się, by pomóc 35-latkowi.
Ratownik górniczy, który nie odpuszcza
Jacek Biernacki podkreśla, że w pościgu pomogły mu sprawność fizyczna i doświadczenie zawodowe. Mężczyzna pracuje jako ratownik górniczy.
- Znam swoje możliwości. Wiem, że nic mi się nie mogło stać. Mam pracę, dzięki której jestem sprawny fizycznie - zauważa.
- Niektórzy mi mówią, że oszalałem, mogłem sobie odpuścić. Ale ja jestem upartym człowiekiem, dążę do celu. Jeśli sobie coś postanowię, spełniam to - dodaje.
"Był bardzo natrętny"
Obsługa stacji w rozmowie z reporterem TVN24 opisuje, że mężczyzna, który odjechał daewoo, od początku dziwnie się zachowywał.
- Cały czas mówił, że musi gdzieś jechać, gdzieś się dostać. Twierdził, że potrzebuje samochodu. Chciał, żeby ktoś go zawiózł. Podchodził do klientów i personelu. Był bardzo natrętny, jeśli chodzi o podwózkę - mówi zastępca kierownika stacji, Agnieszka Nowak.
Przyznaje, że słysząc o brawurowym pościgu, pomyślała, że to żart, a sama raczej zadzwoniłaby w podobnej sytuacji na policję.
- Nie wskoczyłabym nigdy w życiu na samochód - dodaje.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS/lulu / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Paweł Rusinek