- Rano widzieliśmy na osiedlu mężczyznę w kajdankach, a później niezliczone radiowozy, oznakowane i nieoznakowane. Do dziś nie wiadomo, czy tego człowieka złapano, bo uciekł w stronę lasu. Do wieczora policja krążyła i szukała, a kiedy zrobiło się ciemno, to wszystko ucichło - opowiedział nam mieszkaniec Wodzisławia Śląskiego.
Informację o tym, że 25 grudnia w Wodzisławiu Śląskim uciekł policjantom mężczyzna zakuty w kajdanki, otrzymaliśmy na Kontakt24. Zbieg miał próbować się ukryć w budynku przy ulicy Dębowej.
Informator opowiedział, że widział go z okna na swoim osiedlu około 10 rano, a potem radiowozy, które jednak wieczorem zniknęły. - Do dzisiaj nie wiadomo, czy tego człowieka złapano. Wiadomo tylko, że uciekł z sądu - powiedział nam mieszkaniec Wodzisławia.
Nie był w lesie, tylko w Rybniku
Patryk Błasik, rzecznik policji w Wodzisławiu potwierdza, że doszło do ucieczki podejrzanego. - Policjanci wychodzili z sądu z osobą zatrzymaną i doprowadzali ją do aresztu - mówi.
Zaprzecza jednak, że aresztowany mężczyzna ukrywał się w lesie. - Może mieszkańcy tak przypuszczali, bo po mieście krążyły radiowozy - wyjaśnia rzecznik.
Aresztant został zatrzymany następnego dnia około godziny 19 w Rybniku, czyli około 12 kilometrów dalej. Jak mówi Błasik, nie miał już kajdanek.
Areszt był za recydywę
Jak wyjaśnia rzecznik wodzisławskiej policji, zbieg nie jest groźnym przestępcą. - Jest podejrzany o przestępstwo przeciwko mieniu, nie przeciw życiu. Został mu zasądzony areszt, ponieważ jest recydywistą - dodaje Blasik.
Niezależnie od tego, w wodzisławskiej komendzie trwa postępowanie dyscyplinarne, które ma wyjaśnić, jak doszło do ucieczki oraz czy policjanci zawinili.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock