Tragedia na basenie. Kuratorium bada, czy opiekunowie mieli uprawnienia

Tragedia na basenie w Wiśle. Sprawę badają śledczy
Tragedia na basenie w Wiśle. Sprawę badają śledczy
Źródło: tvn24

12-letni Rafał nie żyje, a jego kolega Dominik jest w stanie śpiączki farmakologicznej. Dzieci zaczęły się topić podczas wizyty na basenie w Wiśle (woj. śląskie). Ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że "w momencie wypadku ratownika nie było przy lustrze wody". Gdzie zatem był i czy w ogóle był? To ma wyjaśnić śledztwo. Sprawę bada też katowickie kuratorium oświaty.

Jak poinformował Mateusz Półchłopek, reporter TVN24, wyniki kontroli katowickiego kuratorium oświaty będą znane w czwartek. Działania kuratorium mają wyjaśnić, czy opiekunowie czuwający nad uczestnikami zimowiska mieli do tego odpowiednie uprawnienia. Także w czwartek nastolatkowie z gminy Zgierz mają wrócić do domów. Podjęto bowiem decyzję o skróceniu kolonii.

"Wszyscy wołali ratownika, ale pojawił się po pewnym czasie"

Do tragedii doszło 17 stycznia w ośrodku sportowym w Wiśle. Na basenie przebywali koloniści, w wieku 9-16 lat, którzy do Wisły przyjechali ze Zgierza (woj. łódzkie). W pewnym momencie opiekunowie zostali powiadomieni o tym, że na dnie basenu znajduje się dwóch nastolatków: Rafał i Dominik.

Chłopcy znajdowali się na głębokości ok. 180 centymetrów. Jednego z nich na brzeg wyciągnął wychowawca. Drugiego pomagali wyciągnąć uczestnicy zimowiska. - Wszyscy wołali ratownika, ale ten pojawił się dopiero po pewnym czasie - relacjonował Cezary Piotrowski, kierownik wycieczki. On sam tego co działo się na basenie nie widział. Przebieg zdarzenia zna z relacji pozostałych opiekunów zimowiska.

Dzieci reanimowano przez blisko 50 minut. Rafała nie udało się uratować. Dominik trafił do szpitala. Jest w śpiączce farmakologicznej. Jego stan jest ciężki.

Gdzie był ratownik?

Ze wstępnych ustaleń śledczych wynika, że "w momencie wypadku ratownika nie było przy lustrze wody". Dlaczego? Tego na razie nie wiadomo. - Osoba, która miała być zatrudniona w charakterze pomocnika ratownika najprawdopodobniej nie miała uprawnień do tego, by pracować jako profesjonalny ratownik - przekazał wstępne ustalenia śledczych reporter TVN24.

Jednak prezes spółki zarządzającej basenem przekonywał, że nad bezpieczeństwem dzieci przebywających na pływalni czuwać powinien organizator ferii. - Regulamin jasno mówi, że w przypadku grup zewnętrznych za bezpieczeństwo kąpiących się odpowiadają opiekunowie. Być może doszło do zaniedbania z ich strony - stwierdził Adam Jurasz. Prezes nie miał też pewności, czy na basenie powinien być ratownik pilnujący kąpiących się. Jednak pewność mają śledczy. - Nad bezpieczeństwem dzieci powinien czuwać wykwalifikowany ratownik - informował podkom. Rafał Domagała z cieszyńskiej policji. Regulamin obiektu został zabezpieczony przez prokuraturę.

Autor: tam/mś / Źródło: tvn24

Czytaj także: