- Kobieta napiła się z butelki. I ta butelka nagle wyleciała przez okno auta. Kobieta wyskoczyła z samochodu, zaczęła "tańczyć" i polewać się wodą. Była 1 w nocy, poszedłem spać. O czwartej nad ranem obudził nas wybuch. Auto stanęło w ogniu - opowiada świadek spalenia samochodu.
Przy ul. Brynowskiej w Katowicach na trawie stoi wrak spalonego samochodu na opolskich blachach (przednia rejestracja zachowała się w całości). - Właścicielka obiecała go usunąć - mówi Jacek Pytel, rzecznik policji w Katowicach.
Mieszkańcy obawiają się, że prędzej dojdzie do stłuczki. - Kierowcy zwalniają przy tym wraku do 30 na godzinę, każdy chce go obejrzeć, wreszcie jeden do drugiego dobije - mówi Henryk Sieniewski, który mieszka po drugiej stronie ulicy, naprzeciw wraku.
Ale ciekawsza od wyglądu samochodu jest historia jego spalenia. Stanął w ogniu nagle w sobotę nad ranem. Wcześniej szare auto parkowało na trawie kilka dni.
Wersja kobiety: niechcący napiła się benzyny
Policjanci przyjęli za pewnik wyjaśnienia właścicielki samochodu, mimo że sami musieli do niej dotrzeć po rejestracji. - Zabrakło jej paliwa. Zostawiła auto na poboczu Brynowskiej i poszła do domu. Następnego dnia wróciła po auto, ale okazało się, że akumulator się wyładował. 7 maja w nocy przyjechała po samochód ze znajomym i wtedy niechcący napiła się benzyny - opowiada Pytel.
Właścicielka samochodu wyjaśniła policji, że miała dwie butelki, z paliwem i wodą mineralną. Chciało jej się pić i, jak twierdzi, pomyliła butelki. Pytel: - Wypluła benzynę, upuściła też butelkę i paliwo rozlało się w rejonie samochodu. Potem doszło do samozapłonu. Nie ma okoliczności, które wskazywałyby, że doszło do podpalenia auta.
Świadek: jakby tańczyła, potem cztery wybuchy
Wszystko widzieli Sieniewscy. O pierwszej w nocy z piątku na sobotę syn pana Henryka, Wojciech Sieniewski zauważył przez okno, że do szarego samochodu podjechało czerwone auto. - Zainteresowało mnie, kto o tej porze może robić coś przy aucie. Oba samochody miały podniesione maski i stały do siebie prostopadle, a potem równolegle - opowiada pan Wojciech.
- Widziałem, jak kobieta siedząca w czerwonym aucie napiła się czegoś z butelki i nagle ta butelka wyleciała przez okno. Kobieta wyskoczyła z samochodu i zaczęła biegać, skakać, wyglądało, jakby tańczyła. Równocześnie polewała się wodą i piła z drugiej butelki. Było to bardzo dziwne, ale byłem zmęczony i poszedłem spać.
Trzy godziny później Sieniewskich postawił na nogi wybuch i znowu skoczyli do okien. - Najpierw były trzy wybuchy, pewnie trzaskały poduszki powietrzne. I czwarty potężny. Poleciały szyby z okien i cały samochód stanął w ogniu - relacjonują.
Mieszkańcy wezwali straż pożarną. - Zgłoszenie przyjęliśmy o 4 rano w sobotę. Całe auto objęte było ogniem - potwierdza Andrzej Płóciniczak, rzecznik PSP w Katowicach.
W pobliżu nie ma zabudowań, tylko drzewa, banery reklamowe i sieci wysokiego napięcia. Na szczęście pożar się nie rozprzestrzenił. Wypaliła się tylko trawa wokół auta.
Eldorado złomiarzy
Pytel zapowiada, że jeśli właścicielka nie zobowiąże się do sprzątnięcia wraku w ciągu tygodnia, zrobią to służby miejskie na jej koszt. Na razie nie ma z nią kontaktu.
Sieniewscy: - Prędzej zrobią to złomiarze. Ten wrak to dla nich eldorado. Przychodzą po coś codziennie, we wtorek wyjęli rozrusznik.
Wrak spalonego auta stoi wciąż w Katowicach:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Małgorzata Goślińska