Łukasz ma czterokończynowe porażenie mózgowe. Mimo to chodzi do szkoły, w dodatku sportowej. Mogą tu uczyć się dzieci wymagające specjalnej troski, bo szkoła jest kameralna. Prywatna, ale dla rodziców bezpłatna. Nie ma takiej drugiej w Polsce. I tej też może nie być od września, bo marszałek zamierza sprzedać budynek.
54 uczniów w całej podstawówce, dużo zajęć sportowych, w tym basen. O posłaniu dziecka do takiej placówki marzą nie tylko rodzice dzieci niepełnosprawnych.
W tej szkole - społecznej zintegrowanej sportowej w Bytomiu, utrzymywanej wyłącznie z subwencji oświatowych - obok dzieci obarczonych jakimś kalectwem uczą się także dzieci zdrowe. Ale integracja polega tu na tym, że jest ich mniej więcej po połowie. Dzięki kameralności - po dwóch opiekunów w mało licznej klasie - można sobie na to pozwolić.
- Nie ma takiej drugiej szkoły w Polsce, ani nawet w Europie - mówi jej założyciel i dyrektor Andrzej Wróblewski. Rodzice wożą do niego dzieci aż z sześciu miast.
Od września być może będą musieli znaleźć inną szkołę albo zamknąć dziecko w czterech ścianach nauczania indywidualnego. Budynek, który należy do marszałka województwa śląskiego, ma zostać sprzedany. - Jest za duży, kosztuje, wymaga remontów - mówi Marcin Gaweł, rzecznik marszałka.
Brak szkoły = mniej snu
Mama Łukasza jest przerażona. - Dla mnie, dla syna oznacza to mniej snu. Znajdę plan B, ale będziemy kosmicznie zmęczeni - mówi pani Danuta z Bytomia.
Jeśli będzie musiała dojeżdżać do szkoły do innego miasta, albo w inną część Bytomia, będzie musiała wcześniej nastawiać budzik i zrywać Łukasza. Może nawet zrezygnować z pracy, którą z bytomska szkołą udało jej się połączyć.
W przypadku chłopca wczesne wstawanie może okazać się niemożliwe. Ma czterokończynne porażenie mózgowe, jest karmiony dożylnie. By mógł się prawidłowo rozwijać w dzień, rodzice podłączają mu kroplówkę z pożywieniem na noc. - Ale to karmienie musi trwać 12 godzin. Bez tego Łukasz nie przeżyje - mówi matka.
Zintegrowana szkoła sportowa prócz tej wegetacji pozwala Łukaszowi poczuć się jak normalne dziecko w jego wieku. - Mimo braku sprawności, mobilności bardzo dobrze rozwija się intelektualnie - mówi pani Danuta.
Również dlatego, że jest wśród rówieśników i że nie ma ich zbyt wielu. W zwykłej szkole integracyjnej, masowej, byłby - jak mówi jego mama - "przebodźcowany".
Dzieci można rozlokować
- Umowa dzierżawy sal w budynku z właścicielem szkoły zawarta była na trzy lata. Sygnalizowaliśmy, że będziemy chcieli ten budynek zbyć, przekazać miastu - mówi Marcin Gaweł.
Uczniowie mają być rozlokowani do innych szkół - marszałkowi zależy, żeby do jakiś szkół jednak chodziły i żeby to były szkoły blisko ich miejsca zamieszkania. Czy pójdą w grupie, razem do jednej szkoły - to już mniej realne.
Z pewnością nigdzie nie znajdą podobnych warunków.
Urzędnicy marszałka i bytomscy w przyszłym tygodniu spotkają się z rodzicami uczniów. Jest cień szansy, że szkoła zostanie w swojej siedzibie. Jak mówi Gaweł, nic nie jest pewne.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice