Miał być największą ekologiczną inwestycją w regionie i zarazem jedną z największych w Polsce. Tymczasem staw Kalina w Świętochłowicach (woj. śląskie) nie zostanie na razie zrewitalizowany. Dla mieszkańców oznacza to prawdziwą katorgę. Skarżą się, że największy zbiornik w mieście jest typową bombą ekologiczną, z której ciągle wydobywa się fetor. Ten staw jest zanieczyszczony chemikaliami.
Staw Kalina nie zostanie oczyszczony, bo wykonawca, który podjął się tego zadania, ostatecznie z niego zrezygnował. Twierdzi, że został oszukany przez miasto.
- Realizację zadania oparliśmy na projekcie otrzymanym od urzędu miasta. Przewidywał on osiągnięcie efektu ekologicznego w postaci czystości wody. Przed ogłoszeniem przetargu otrzymaliśmy dokumentację, na podstawie której można było złożyć ofertę. Zakładaliśmy, że dokumentacja projektowa jest zrobiona rzetelnie, a wszystkie dane obrazują obecny stan środowiska i terenu. Jak się później okazało, wiele danych było sporządzonych pobieżnie, a część dokumentacji wręcz została zatajona przez zamawiającego - twierdzi Zdzisław Seweryn, prezes firmy VIG, która zawarła ze świętochłowickim magistratem umowę na realizację projektu.
- Wybudowalibyśmy nieskuteczną barierę, która za chwilę stworzyłaby ten sam problem i usunęlibyśmy osady, pod którymi są 2 metry zanieczyszczonych gruntów. Wywołalibyśmy ogromną uciążliwość dla mieszkańców, nie osiągając efektów. Poza tym, zanieczyszczenie wód waha się między 330-1700 mg/litr fenolu. Natomiast do projektu przyjęto zawartość fenoli na poziomie 82,5 mg/litr - zauważa.
Miasto nie chciało poprawek?
- Staw Kalina jest skażony chemikaliami - na jego dnie jest warstwa chemicznego osadu. Z zanieczyszczonego fenolem zbiornika wydobywa się fetor. Głównie przez to, że w jego pobliżu znajdowały się zakłady chemiczne, produkujące farby i lakiery. W dodatku obok stawu usypano hałdę odpadów poprodukcyjnych, które skaziły zbiornik - relacjonuje reporter TVN24, Robert Jałocha.
Prezes firmy VIG tłumaczy, że proponował poprawki do projektu rewitalizacji stawu, ale miasto się na nie nie zgodziło.
- Miasto absolutnie nie dopuszczało robót zamiennych w żadnym zakresie. Zamawiający jednocześnie nie wytłumaczył się z nie przekazania dokumentacji geologicznej, które skutkowało tym, że technologia była nieskuteczna - zauważa Zdzisław Seweryn.
Spotkają się w sądzie
Firma VIG ostatecznie wycofała się z realizacji zadania, wypowiadając umowę. Jednocześnie w związku z tym, że miasto nie chciało zwrócić byłemu wykonawcy 8 mln złotych, które ten miał zainwestować w dotychczasowe prace, sprawa trafiła do sądu.
Wniosek do sądu zamierza złożyć również miasto. - Nie odzyskamy straconego czasu, ale możemy wyegzekwować należne nam kary umowne. Złożymy wniosek do sądu domagając się stosownego odszkodowania, w wysokości ponad 6 mln złotych wraz z odsetkami – zapowiada wiceprezydent, Bartosz Karcz.
Miasto odbija piłeczkę: to wina wykonawcy
Mieszkańcy są przerażeni wstrzymaniem prac, bo ich domy są bardzo blisko stawu. W związku z tym, że zbiornik został naruszony, ich sytuacja jest jeszcze gorsza. Twierdzą, że rozkopany staw oznacza większy fetor, niż miało to miejsce przed rozpoczęciem prac rewitalizacyjnych. Skarżą się też, że na tamtym terenie wycięto około 1300 drzew.
Przedstawicielka świętochłowickiego magistratu twierdzi, że wina leży po stronie firmy, która wycofała się z wykonania prac rewitalizacyjnych. - W ramach projektu, który realizowaliśmy jako gmina z udziałem środków unijnych, rzeczywiście nastąpiła wycinka drzew - był to element projektu. Gdyby wykonawca był rzetelny i wykonał projekt do końca, drzewa z powrotem byłyby nasadzone, ponieważ był do tego zobowiązany - tłumaczy Beata Grzelec-Spetruk z wydziału ekologii urzędu miasta w Świętochłowicach.
Odpiera zarzuty byłego wykonawcy, który twierdzi, że został oszukany. - Cała dokumentacja, wszystkie badania zostały opublikowane. Jako specjalistyczna firma, (wykonawca-red.) mógł bez problemu zajrzeć w dokumentację i sprawdzić jaki jest zakres prac. Według tej dokumentacji i na tych zasadach wykonawca podpisał umowę i miał ją realizować. Gdyby to zrobił, w lipcu mielibyśmy zrewitalizowany staw i nasadzone drzewa - mówi Beata Grzelec-Spetruk.
Przetarg unieważniony
Po wypowiedzeniu umowy przez firmę VIG, świętochłowicki magistrat ponownie ogłosił przetarg. Jak twierdzi Zdzisław Seweryn, nowy projekt uwzględniał... rozwiązania, które on sam proponował w ramach poprawek - te, na które miało się nie zgodzić miasto.
Do nowego konkursu stanęło dwóch nowych oferentów. Jednak złożone przez nich oferty zawierały błędy. Miasto było więc zmuszone unieważnić przetarg.
- Komisja przetargowa, powołana do przeprowadzenia postępowania, rekomendowała odrzucenie jednej z ofert oraz wykluczenie drugiej, a w konsekwencji umorzenie całego przetargu – wyjaśnia Bartosz Karcz, pierwszy zastępca prezydenta miasta.
Nie wszystko stracone?
Na realizację prac rewitalizacyjnych miasto pozyskało w sumie niemal 50 mln złotych. Jeśli projekt nie zostanie zrealizowany, unijną dotację trzeba będzie oddać. - Dofinansowanie musi zostać rozliczone w grudniu 2015 roku - informuje świętochłowicki magistrat.
Miasto zapowiada jednak, że będzie się starało pozyskać kolejne pieniądze, chcąc doprowadzić do rewitalizacji stawu.
- Dokończenie rewitalizacji stawu Kalina nie jest możliwe w obecnej unijnej perspektywie finansowej. Wiele wskazuje jednak na to, że inwestycja będzie kontynuowana dzięki pieniądzom pozyskanym z budżetu Unii Europejskiej na lata 2014-20. W tym okresie finansowania Bruksela wesprze działania związane z ochroną środowiska w jeszcze większym stopniu niż w latach poprzednich - informuje urząd miasta w wystosowanym komunikacie.
Jednak zanim dojdzie do wznowienia prac, miasto będzie musiało ponownie ogłosić przetarg.
Tu jest staw Kalina w Świętochłowicach:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Bartosz Rejmoniak, Maciej Skóra