Zagadka czaszki z parku rozwiązana. "Wyszedł z domu cztery lata temu"

Czaszka należała do 41-letniego Andrzeja S.
Czaszka należała do 41-letniego Andrzeja S.
Źródło: Paweł Skalski | TVN 24 Katowice

To nie było dziecko. Ani drobna kobieta. W mozolnym śledztwie wykluczono też zaginioną żonę policjanta. Skomplikowane badania DNA czaszki, znalezionej w parku przez ornitologa, wreszcie dały odpowiedź. 41-letni Andrzej S. z Sosnowca zaginął w 2013 roku. To on.

Policjanci z Sosnowca wreszcie znaleźli odpowiedź na pytanie, do kogo należała czaszka, znaleziona w maju 2016 rok.

- To 41-letni Andrzej S. z Sosnowca. Rodzina zgłosiła jego zaginięcie 3 września 2013 roku. Wyszedł z domu i odtąd nie było z nim kontaktu - mówi Sonia Kepper, rzeczniczka policji w Sosnowcu.

Szczątki zwierzęce

Czaszkę w Parku Tysiąclecia w Sosnowcu znaleźli przypadkiem dwaj ornitolodzy - amatorzy. Natknęli się na nią, podążając śladem młodych jastrzębi, które nagle wyfrunęły z gniazda. Weszli w mało uczęszczany rejon i tam natknęli się na czaszkę.

Jeden z ornitologów, Olaf Guzenda od razu stwierdził, że właściciel czaszki zmarł najpóźniej 5 lat temu i nigdy nie był pochowany. Jest kamieniarzem z zawodu i wystarczyło, że obejrzał makabryczne znalezisko. Zarzekał się, że czaszka musiała należeć do dziecka albo drobnej kobiety.

Policjanci cztery razy przeczesali cały park. Znajdowali kości i jeśli nie można było od razu wykluczyć, że należały do człowieka, natychmiast wysyłali je do badań. Wszystkie znalezione szczątki okazały się zwierzęce.

Czaszka leżała na ziemi, w trawie, a nie w wodzie czy w pobliżu brzegu. W sosnowieckim parku jest dużo stawów, przepływa przezeń rzeka Brynica, która ciągnie się na długości 55 km przez kilka śląskich miejscowości. Rzeka mogła wezbrać i wyrzucić czaszkę, która wpadła do Brynicy w innym mieście. Mogły ją też wywlec zwierzęta (początkowo przypuszczano, że wykopały ją z grobu). Ale na czaszce nie ujawniono śladów zębów.

Kobieta? Anna G.?

Zlecono pilne badania DNA, ponieważ podejrzewano, że może to być Anna G. z Czeladzi, zaginiona w 2012 roku pracownica sosnowieckiego ZUS i żona policjanta z Sosnowca. W 2015 roku policjant usłyszał zarzut zamordowania żony, ale nie przyznaje się do tego. Nigdy nie znaleziono ciała zaginionej.

Do czaszki przylgnęły glony, co wskazywało, że przebywała w bardzo wilgotnym środowisku. Przypuszczano, że po śmierci właściciela prawdopodobnie trafiła do wody. To środowisko beztlenowe spowodowało degradację materiału genetycznego i skomplikowało badania. W Zakładzie Medycyny Sądowej w Katowicach nie udało się wyizolować DNA. Wtedy antropolog nałożył zdjęcie czaszki na fotografie żony policjanta. I wykluczono, że to ona.

Na podstawie badań patomorfologicznych i antropologicznych ustalono, że czaszka należała do kobiety w wieku 40 - 45 lat, która zmarła około 4 - 5 lat temu (Anna G. w chwili zaginięcia miała 29 lat).

Okazało się to kolejnym błędem. Dalsze analizy materiału pozwoliły przypisać czaszkę do konkretnego mężczyzny z bazy osób zaginionych. Teraz policjanci prowadzić będą dalsze czynności, by ustalić przebieg wypadków. Także szukać pozostałych szczątków Andrzeja S.

Autor: mag/mś / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: