- Inny rocznik, inne imię, syn kogoś innego, tamten złodziej z Katowic, ja z innego miasta. Tylko nazwisko się zgadzało. Skasowali mnie z ulicy. Pytałem, za co. Będzie czas, zadzwonisz. Ale zabrali telefon. Zostałem potraktowany, jak śmieć - opowiada osadzony za kogoś innego. Spędził za kratami 134 dni.
Ktoś nie doczytał jakiegoś dokumentu, zlepiły się może dwie kartki - trudno powiedzieć, jak doszło do fatalnego w skutkach pomyłki. Mieszkaniec Siemianowic Śląskich w 2013 roku poszedł siedzieć za kogoś innego.
Wiadomo, że błąd popełnił sędzia. Przyznał się do tego i stracił stanowisko. Na tym jednak koniec konsekwencji.
Siemianowiczanin odsiedział 134 dni. Po wyjściu na wolność zażądał 300 tys. zł zadośćuczynienia.
Kilka dni temu sąd apelacyjny w Katowicach przyznał mu 80 tys. I obciążył kosztami procesu. Chodzi o 4, 5 tys. zł
- To absurd, zwłaszcza że dotyczy takiej sprawy. Sąd nawet nie sprawdził sytuacji finansowej mojego klienta - powiedziała TVN 24 Marta Trzęsimiech - Kocur, pełnomocniczka niesłusznie osadzonego i zapowiada odwołanie od tej decyzji.
Jak będzie czas, zadzwonisz
Siemianowiczanin nie jest zupełnie bez winy. W 2010 roku dostał karę pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata za awanturę domową z wujkiem, dokładnie - za zniszczenie mienia.
Okres próby prawie minął, gdy mężczyzna został zatrzymany przez policję na ulicy. Jak mu powiedziano, do wyjaśnień na komendę. Przeszedł przez kilka aresztów, aż znalazł się w zakładzie karnym w Wojkowicach. I klamka zapadła.
- Pytałem, za co. Nie chcieli ze mną rozmawiać. Jak będzie czas, mówili, pójdziesz zadzwonić. Ale zabrali mi telefon i notatki z numerami. Potraktowali jak śmiecia - opowiada pokrzywdzony.
Jego pełnomocniczka: - Mówił, że jest niewinny. Ale w więzieniu każdy twierdzi, że siedzi za niewinność. Nie miał pieniędzy na prawników, sił do walki.
Dopiero gdy wyszedł na wolność, dowiedział się, że siedział za kogoś innego. Dokładnie - za kradzież, z którą nie miał nic wspólnego, poza nazwiskiem.
Żebyśmy zapłacili za to wszystko jak najmniej
- Inny rocznik, inne imię, syn kogoś innego, tamten złodziej z Katowic, ja skądinąd. Tylko nazwisko się zgadzało - opowiada siemianowiczanin.
Trzęsimiech-Kocur liczyła na to, że prokuratoria generalna zaproponuje ugodę, bo sprawa wydawała się ewidentna. - Ale odpowiedzieli, ze pan właściwie był bezdomny, ponieważ nie miał meldunku, nie miał też stałej pracy, dorywcza się nie liczy, więc tak naprawdę nic się nie stało
Osadzony: - Zaprosiłbym tych ludzi na miesiąc do wiezienia i posadziłbym w jednej celi z gitem. Ciekawe czy wytrzymaliby chociaż tydzień? Może nie przeżyliby jednego dnia. Tam trzeba być silnym. Jak to się mówi, lwem. Inaczej go zdepczą jak robaka.
- Być może jakieś zadośćuczynienie należy się temu panu. My działając, jako adwokat skarbu państwa, czyli całego społeczeństwa, pokazujemy okoliczności, które wpłyną na obniżenie tej kwoty, żebyśmy my wszyscy zapłacili za to wszystko jak najmniej - mówił Paweł Dobroczek w programie Blisko Ludzi trzy lata temu.
Można powiedzieć, że prokuratorii udało się.
Niesłusznie osadzony w programie Blisko Ludzi w 2013 roku:
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TTV