Zaczęło się od dziewczynki z bloku spółdzielczego. Rozbiła kolano na dziurawym chodniku i jej prababcia zagroziła zarządcy sąsiedniego bloku, że jak chodnika nie naprawi, to pójdzie do sądu po odszkodowanie. Ten, by uniknąć kłopotów postawił barierki z trzech stron i tak podzielił zgodnych dotąd sąsiadów.
- 35 lat razem chodziliśmy tym chodnikiem - pani Janina z bloku nr 4, spółdzielczego mówi o sąsiadach z bloku nr 2, "kolejowego" (należy do PKP). - I coś takiego nam zrobili.
Oba bloki znajdują się na osiedlu przy ul. Wrębowej w Rybniku.
Zarządca wspólnoty mieszkaniowej z "kolejowego" postawił barierki między blokami, z trzech stron, wyłączając z ruchu około 20 m chodnika. Na każdej dodatkowo wywiesił tablicę: "uwaga, przejścia nie ma".
Trzasnął drzwiami przed dziennikarką TVN 24, gdy chcieliśmy z nim o tym porozmawiać. Nieskorzy do rozmowy byli również mieszkańcy z "kolejowego". Zatem tylko od mieszkańców spółdzielczego dowiedzieliśmy się, co było przyczyną tego odgrodzenia. - Bo chodnik był dziurawy - powiedzieli.
Nasze dzieci i dzieci "kolejowe"
- Zaczęło się od mojej prawnusi - przyznaje pani Janina.
Dziewczynka przewróciła się na dziurawym chodniku i rozbiła kolano. Ponieważ ten fragment chodnika należy do wspólnoty z bloku "kolejowego", prababcia zwróciła się z apelem do jej zarządcy: - Naprawcie ten chodnik, bo inaczej pójdę po odszkodowanie. Odpowiedział, że nie mają funduszy.
I pojawiły się barierki.
- Przecież one też musiały kosztować. Wystarczyło dać ostrzeżenie, żeby tędy nie przechodzić i każdy robiłby to na własną odpowiedzialność - mówi pani Justyna z bloku spółdzielczego.
Bo ludzie i tak chodzą dziurawym chodnikiem, omijając barierki. Za to wyrosły pretensje do żyjących dotąd zgodnie sąsiadów.
- Kolejowe dzieci bawią się na placu zabaw, który utrzymuje spółdzielnia. Ludzie z kolejowego trzepią dywany na naszym trzepaku. Tylko nasza spółdzielnia kosi trawę, wywozi śmieci. Mogliby chociaż ten chodnik zrobić - mówią mieszkańcy spółdzielczego.
- Przecież my też płacimy czynsz - odpowiadają "kolejowi".
Ludzie boją się, że właśnie dzieci mogą najbardziej ucierpieć przez ten spór.
Niech wnuki zobaczą, jak starsi rozmawiają
Spór będzie próbował załagodzić Mirosław Górka z nieformalnej grupy T:RAF, który mieszkał kiedyś na Wrębowej. - Ludzie nie potrafią się dogadać i partycypować w kosztach. Myślę, że dlatego, bo nie wszyscy są włączeni do rozmów. Inaczej dawno by to rozwiązali - twierdzi.
Na razie na terenie między barierkami T:RAF chce urządzić "plac dobrego sąsiada". Zapytają ludzi z bloków nr 2 i 4, jak widzą ten plac, co by chcieli na nim zrobić, kto jest fachowcem np. od kładzenia bruku albo ma pieniądze na materiały budowlane.
- Te barierki to symbol, że my Polacy nie potrafimy rozmawiać - mówi Górka. Ale ma nadzieję, że kiedy emocje opadną i znajdzie się mediator, na tym konflikcie wyrośnie coś wspaniałego. - Tu mieszkają głownie emeryci, odwiedzają ich wnuki, niech starsi dadzą przykład dzieciom.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice