Pani Izabela zgłosiła się do szpitala w Pszczynie (woj. śląskie) po odejściu wód płodowych. Była w 22. tygodniu ciąży. Badania wykazały ogólne zakażenie organizmu. Następnego dnia rano stwierdzono obumarcie płodu. Po cesarskim cięciu 30-letnia kobieta zmarła. Personel, który powinien się nią wtedy opiekować, nadal pracuje. Przedstawiciele szpitala uważają, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami i standardami. Prokuratora przesłuchała lekarza prowadzącego w charakterze świadka.
Pani Izabela zmarła 22 września w szpitalu w Pszczynie. Była w 22. tygodniu ciąży. Zostawiła męża i córkę. W tym samym dniu jej brat zawiadomił organy ścigania. 7 października śledztwo przejęła Prokuratura Regionalna w Katowicach, która zajmuje się błędami medycznymi. Kontrolę w szpitalu - na polecenie ministra zdrowia - przeprowadza także Narodowy Fundusz Zdrowia, a po doniesieniach medialnych sprawą zajęła się Śląska Izba Lekarska.
29 października sprawę ujawniła w mediach społecznościowych Jolanta Budzowska, pełnomocniczka rodziny. Tragedia pani Izabeli wywołała w całym kraju manifestacje przeciwko zaostrzaniu ustawy antyaborcyjnej pod hasłem "Ani jednej więcej".
Program "Uwaga" TVN rozmawiał także z matką pani Izabeli. W czwartek planowana jest emisja drugiej części reportażu - będziemy mogli wysłuchać relacji pacjentki, która leżała z panią Izabelą w jednej sali szpitalnej.
Szpital: nie uważamy, że został tutaj popełniony jakikolwiek błąd
Śledczy przesłuchali bliskich pani Izabeli. Przepytywać będą także personel szpitala. W charakterze świadka został już przesłuchany lekarz, który prowadził panią Izabelę w tragicznym dniu. Do tej pory nikomu nie postawiono zarzutów.
30-latka spędziła w pszczyńskiej lecznicy prawie 24 godziny. Dziennikarka TVN24 zapytała rzeczniczkę tego szpitala Barbarę Zejmę-Oracz, czy medycy, którzy powinni opiekować się pacjentką, ponieśli konsekwencje za jej śmierć. - Trudno tutaj mówić o konsekwencjach w momencie, kiedy toczy się jeszcze postępowanie, które ma ustalić przyczyny śmierci pacjentki. Dopiero wtedy będziemy mogli rozmawiać o ewentualnym wyciąganiu jakichś konsekwencji - powiedziała Zejma-Oracz.
Dziennikarka dopytała, czy lekarze opiekujący się panią Izabelą nadal pracują. - Tak - potwierdziła rzeczniczka pszczyńskiego szpitala. - To są doświadczeni lekarze, pracują i mam nadzieję, że tak zostanie. Nie uważamy, że został tutaj popełniony jakikolwiek błąd. Lekarze działali zgodnie ze standardami. Zgodnie z obowiązującym prawem, zgodnie ze sztuką lekarską - podkreśliła przedstawicielka szpitala.
Wcześniej szpital wydał oświadczenie w sprawie śmierci 30-letniej pacjentki, stwierdzając, że "lekarze zrobili wszystko, co było w ich mocy".
SMS: muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają aż umrze lub coś się zacznie
Według informacji katowickiej prokuratury regionalnej pani Izabela została przyjęta do szpitala w Pszczynie 21 września o godzinie 8.40. Matka kobiety powiedziała w "Uwadze" TVN, że córce odeszły wody płodowe. Dziennikarze programu dowiedzieli się od niej także, że w czasie badań prenatalnych na początku września stwierdzono liczne wady genetyczne u dziecka. Mimo to 30-latka postanowiła donosić ciążę i urodzić.
W czasie rutynowych badań w szpitalu - to informacje od prokuratury - stwierdzono u pacjentki ogólne zakażenie organizmu i podwyższoną temperaturę. Została na obserwacji, a jej stan pogorszył się do następnego dnia.
Matka przekazała dziennikarzom "Uwagi" treść wiadomości, które córka pisała do niej ze szpitala 21 września w godzinach 17.30-23 i które też są dowodem w sprawie.
"Dziecko waży 485 gramów. Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy. Przyspieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo coś się musi zacząć" - brzmi jedna z wiadomości.
Kolejna: "Dali kroplówkę, bo z gorączki się trzęsłam. Dobrze, że termometr wzięłam, bo nikt nie mierzy. Miałam 39.9".
22 września o 4 nad ranem przeprowadzono kolejne badania u pani Izabeli, w tym badanie krwi. - Ustalono, że nadal występuje podwyższony poziom CRP, czyli nadal występuje zakażenie organizmu i podwyższona temperatura ciała pokrzywdzonej. Wykonano również USG i to USG wykazało, że 22-tygodniowy płód pokrzywdzonej obumarł. Podjęto decyzję o przeprowadzeniu operacji, czyli cesarskiego cięcia i podjęto decyzję o przewiezieniu pacjentki na blok operacyjny. Niestety wtedy okazało się, że pacjentka zmarła - mówi Agnieszka Wichary, rzeczniczka Prokuratury Regionalnej w Katowicach.
Próba reanimacji nie odniosła skutku. 22 września o godzinie 7.35 stwierdzono zgon kobiety.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24