51-letni Andrzej W. przyznał się, że potrącił Dennisa na pasach i nie udzielił pomocy. - Wtargnął mi pod koła. Zatrzymałem się, ale inni też się zatrzymali, więc odjechałem - wyjaśnił śledczym. Po dwóch miesiącach wyszedł z aresztu. Dennis nie odzyskał przytomności.
Minęły prawie trzy miesiące od wypadku na ulicy Partyzantów w Bielsku-Białej. Śledztwo trwa. W środę przeprowadzono eksperyment procesowy z udziałem adwokatów podejrzanego 51-letniego Andrzeja W. Prokuratura na razie nie ujawnia, czy eksperyment w czymś pomógł.
Wypadek wydarzył się 6 stycznia. W. został zatrzymany dopiero po 17 dniach i aresztowany na dwa miesiące. Prokuratura wystąpiła o przedłużenie aresztu, ale sąd nie przychylił się do wniosku. 23 marca W. wyszedł na wolność.
23-letni Dennis Silnicki, którego W. potrącił swoim land roverem, po dwóch miesiącach został wypisany ze szpitala. Ale nie do domu. Jest w ośrodku rehabilitacyjnym. Dotąd nie odzyskał przytomności.
Blisko zera
- Syn od trzech lat pracował jako kierowca. Rozwoził towar, jeździł busem po całej Europie - mówi Maryla Silnicka, matka Dennisa. - Mówił zawsze: mama, uważaj, jak chodzisz, ci kierowcy tak jeżdżą. Napatrzył się. Rok temu wjechał w niego jakiś pijany osobówką. Synowi na szczęście wtedy nic się nie stało. Bałam się wypadków. Francja, Belgia, on ciągle był w drodze. Nie sądziłam, że to się stanie w naszym mieście, jak Dennis będzie szedł.
6 stycznia nad ranem wracał pieszo ze spotkania z kolegami. To była sobota, rano do Maryli Silnickiej zapukali policjanci. Nie docierało do niej. Jeszcze w szpitalu, kiedy lekarze mówili, że syn jest nieprzytomny, myślała, no dobrze, ale przecież w końcu będzie przytomny. Powiedzieli: syn ma obrzęk mózgu, to poważne obrażenia, nie wiadomo, czy przeżyje, szanse są bliskie zeru.
Przez tydzień Dennis był w śpiączce farmakologicznej. Gdy jego stan się ustabilizował, odstawiono leki. Nie obudził się.
Lusterko
Policjanci tymczasem poszukiwali sprawcy wypadku. Mieli tylko prawe boczne lusterko samochodowe. Leżało na drodze przy Dennisie. Założyli, że urwało się, kiedy kierowca potrącił pieszego. Zostawił je i odjechał.
Dzięki lusterku odgadli markę samochodu. Ale land roverów freelanderów jest w Bielsku dużo. A sprawca nie musiał być stąd. Ulica Partyzantów prowadzi na Szczyrk i dalej na przejście graniczne z Czechami. Ustalili jednak, że do wypadku najprawdopodobniej doszło o 5.54. Z pomocą strażników miejskich, klatka po klatce przeglądali nagrania z tej godziny, zarejestrowane przez kamery monitoringu zamontowane na potencjalnej trasie przejazdu sprawcy. Przejrzeli także filmy z kamerek samochodowych przesłane przez kierowców, którzy mogli mijać tego land rovera. Nie było ich wiele, bo wszystko działo się przed świtem, w sobotę i Święto Trzech Króli.
Przytulony do krawężnika
W. usłyszał zarzuty z artykułu 177 i 178 kodeksu karnego: spowodowanie wypadku i w następstwie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Dennisa, a także za to, że zbiegł z miejsca zdarzenia. Grozi mu do 12 lat więzienia.
- Przyznał się do potrącenia pieszego na pasach, ale wyjaśnił, że nie widział osoby wchodzącej na przejście, że wtargnęła mu pod koła, że zobaczył ją dopiero w ostatnim momencie i nie zdążył zahamować - mówi Maciej Fereniec, szef Prokuratury Rejonowej Bielsko-Biała - Południe.
- Powiedział też, że zatrzymał się, ale zobaczył, że przy pokrzywdzonym zatrzymały się także inne osoby, więc nie czekając na służby, wsiadł do samochodu i odjechał - przekazuje prokurator.
Piotr: - Syn nagle krzyknął, że widzi kogoś leżącego na sąsiednim pasie. Nie zdążyłem nic zauważyć, on błyskawicznie zawrócił.
Jarosław: - W pierwszej chwili, z odległości stu metrów zobaczyłem cień. Kiedy byłem bliżej, zobaczyłem sylwetkę człowieka obok chodnika na przejściu dla pieszych.
Piotr: - Przytulonego jak gdyby do krawężnika.
Widzieli, że inni kierowcy też się zatrzymali, ale jako ratownicy "odruchowo przejęli inicjatywę". Dennis oddychał, ale był nieprzytomny, ułożyli go we właściwej pozycji, okryli, równocześnie wezwali karetkę, do jej przyjazdu podtrzymywali mu drożność układu oddechowego.
Prawdopodobnie uratowali mu życie.
Ślady
Po 17 dniach od wypadku, w chwili zatrzymania, nie było możliwości, żeby ustalić, czy Andrzej W. był trzeźwy. Żadna kamera nie nagrała potrącenia. Najbliższa znajduje się około czterysta metrów od feralnego przejścia, za wzniesieniem.
Fereniec przyznaje też, że nie ma bezpośrednich świadków. Nie zgłosił się nikt, kto widziałby potrącenie lub mógłby znać stan trzeźwości W. w tamtej chwili.
Biegli po śladach muszą ocenić, w którym dokładnie miejscu jezdni był Dennis w momencie potrącenia i z jaką prędkością jechał Andrzej W. Mają: ślady hamowania na drodze, ślady uszkodzenia land rovera, obrażenia Dennisa.
Rehabilitacja
- Z faktu, że podejrzany zbiegł z miejsca zdarzenia, wynikała obawa matactwa i utrudniania śledztwa. Dlatego wnioskowaliśmy o areszt. Te przesłanki nadal istnieją. Będziemy zaskarżać decyzję sądu na nieprzedłużenie aresztu - mówi prokurator Fereniec.
Tymczasem rodzina Dennisa organizuje zbiórki na jego rehabilitację. Na opatrunki, leczenie, dodatkowe zabiegi, dojazd do ośrodka, w którym leży, wydają od 5 do 7 tys. zł miesięcznie. Na rok potrzebują 100 tys., uzbierali czwartą część.
"Dennis przeżył, lecz stan jego zdrowia jest tragiczny. Posiada on ogromne obrażenia wewnętrzne głowy, przebywa w śpiączce. Olbrzymia ilość osób wierzy, że walczy, i wreszcie otworzy oczy" - piszą Silniccy w serwisie pomagam.pl pod hasłem "pomóż obudzić Dennisa".
Autor: mag/r / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne/ śląska policja