Pochodząca z 1860 roku wiolonczela została skradziona w maju ubiegłego roku. Złodzieja nie udało się wówczas ująć, a sprawa została umorzona. Po prawie półtora roku policjanci odzysali wiolonczelą. W nienaruszonym stanie wróci do właścicielki.
W maju zeszłego roku katowicka wiolonczelistka składała wizytę znajomym przy ulicy Mariackiej w Katowicach. Zabytkową wiolonczelę pozostawiła w przedsionku mieszkania. Nie zwróciła uwagi na otwarte drzwi na klatkę schodową, co wykorzystał 30-letni mieszkaniec Katowic.
Nie wiedział, co ukradł
Gdy kobieta zorientowała się, że wiolonczela zniknęła, powiadomiła policję. Nie udało się wtedy rozwiązać sprawy. Kobieta wyceniła instrument na 50 tysięcy złotych, lecz jak ustalili mundurowi, czarnorynkowa wartość w Europie Zachodniej mogła osiągnąć nawet kilkadziesiąt tysięcy euro. Wiolonczela pochodziła z Włoch, gdzie została zbudowana w 1860 roku. Niedługo po zdarzeniu policja umorzyła sprawę.
Tymczasem 30-letni złodziej zdążył sprzedać instrument. Jednak nie za dziesiątki tysięcy euro, ale za kilkaset złotych. I to przypadkowo poznanym osobom.
- Na pewno nie był świadomy wartości, jaką ma instrument - mówi asp. Adam Jachimczak z komendy wojewódzkiej w Katowicach. - Także osoba kupująca nie wiedziała, ile jest warta wiolonczela.
Dobrze znany policji
Zatrzymany teraz 30-latek jest dobrze znanym policji złodziejem, który odsiedział już wyrok za kradzieże.
- Przyznał się, że ukradł wiolonczelę i wskazał komu ją sprzedał - mówi asp. Adam Jachimczak. - Instrument udało się odzyskać w nienaruszonym stanie.
Wiolonczela wróci do właścicielki. Złodziej natomiast może trafić za kraty po raz kolejny. Za kradzież grozi mu do 5 lat więzienia.
Policja zamierza również przedstawić zarzut paserstwa osobie, która odkupiła instrument za kilkaset złotych.
Autor: PŁ/gp / Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: KWP Katowice