Natalii podłączono złą kroplówkę. Ordynator pediatrii nie zmienił płynu, mimo że dostał niepokojące wyniki badań krwi, zdjęcia klatki piersiowej i jamy brzusznej małej pacjentki. Został skazany za nieumyślne doprowadzenie do jej śmierci.
Wyrok zapadł we wtorek w Sądzie Rejonowym w Rybniku. Grzegorz G. został skazany na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata oraz karę grzywny.
- Pełniąc funkcję ordynatora oddziału pediatrycznego wojewódzkiego szpitala w Rybniku, będąc zobowiązanym do opieki nad chorym dzieckiem nieumyślnie naraził małoletnią Natalię na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - mówi Agata Dybek-Zdyń, rzeczniczka sądu okręgowego w Gliwicach.
Sąd wyszczególnił, że G. nie zlecił wykonania badania gazometrycznego krwi, prowadzenia bilansu płynów oraz monitorowania parametrów życiowych (ciśnienia, akcji serca, akcji oddechowej, saturacji).
Winą ówczesnego ordynatora wedle sądu było również kontynuowanie błędnej płynoterapii. Nie zmienił kroplówki, mimo otrzymał niepokojące wyniki badań krwi Natalii (wskazywały na obniżenie sodu w surowicy) oraz RTG klatki piersiowej i USG jamy brzusznej.
W efekcie Natalia została zatruta wodą, dostała zbyt dużą ilość płynu o obniżonej zawartości sodu, co doprowadziło do obrzęku mózgu, zatrzymania oddychania i krążenia.
Proces skończył się na jednej rozprawie, ponieważ lekarz przyznał się do winy i poddał dobrowolnie karze.
Doba w szpitalu i śmierć
W niedzielę poszli z nią do lekarza pierwszego kontaktu, który przepisał jej antybiotyk i odesłał do domu. - Lekarz stwierdził zapalenie gardła i przepisał antybiotyk, mimo że mówiliśmy mu o bólu brzuszka i głowy. Nie wiem, czy to zbagatelizował, czy czegoś nie wyczuł, ale odesłał nas do domu - powiedział ojciec.
Stan dziecka dalej się tylko pogarszał. W poniedziałek zaczęła wymiotować. Przychodnia skierowała ją do szpitala, gdzie Natalia trafiła tego samego dnia o godz. 18. - Z tego, co mówili rodzice, wynikało, że dziecko ma ostrą infekcję gardła, dlatego zostało przyjęte na oddział i poddane standardowym procedurom – mówił nam Michał Sieroń z rybnickiego szpitala.
Rodzice: - Wzięli Natalkę na badanie USG, na którym wyszło, że ma ona po prostu płyn w płucach i obustronne zapalenie płuc. Lekarz powiedział, że to jest stan ciężki, ale stabilny, że podadzą jej antybiotyk, które zaczną działać w ciągu 48 godzin.
We wtorek rybnicki szpital zdecydował o transporcie dziecka na OIOM do szpitala w Jastrzębiu-Zdroju. O 12 miał wezwać karetkę, która przyjechała dopiero po czterech godzinach. Natalia była już reanimowana.
Zmarła w szpitalu w Rybniku po dobie pobytu. Rodzice natychmiast zawiadomili prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa błędu w sztuce lekarskiej.
Zabrakło wnikliwości i diagnostyki
Badania patomorfologiczne wykazały, że Natalia miała obustronne zapalenie płuc, a także obrzęk mózgu i zapalenie mięśnia sercowego. Była skrajnie odwodniona, prawdopodobnie wskutek temperatury, która sięgała przed śmiercią nawet 41,7 stopni Celsjusza.
Akt oskarżenia przeciwko trojgu lekarzom z wojewódzkiego specjalistycznego szpitala w Rybniku gotowy był w kwietniu tego roku. Zarzut nieumyślnego narażenia 5-letniej Natalii na bezpośrednie zagrożenie utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu usłyszeli ordynator oddziału pediatrycznego oraz dwie podległe mu lekarki, które miały opiekować się dziewczynką.
Oskarżeni z początku nie przyznawali się do winy.
Jak podaje serwis naszemiasto.pl, lekarki też zostały już skazane. Również poddały się dobrowolnie karze i dostały sześć miesięcy pozbaweinia wolności w zawieszeniu.
Rodzice mieli zarzuty także wobec lekarza pierwszego kontaktu, tego który odesłał ich córkę do domu trzy dni przed jej śmiercią. Jemu też przyjrzeli się śledczy. - Jedyny błąd, jaki mu zarzucili, to wdrożenie antybiotykoterapii. Ale, ich zdaniem, nie miało to wpływu na pogorszenie stanu zdrowia dziecka. Stwierdził zapalenie gardła i na tym etapie, według biegłych, nie było wskazań do dalszej diagnostyki czy hospitalizacji - wyjaśniał Ireneusz Kunert, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Katowicach (to specjalna jednostka, zajmująca się błędami w sztuce lekarskiej). - Dziecko trafiło do szpitala w stanie bezpośredniego zagrożenia życia i nie wiadomo, czy miało szanse przeżycia. Ale lekarze mieli święty obowiązek podjęcia wszelkich działań diagnostycznych i terapeutycznych, by odwrócić ten stan albo przynajmniej zahamować. Nie zrobili tego. Zabrakło wnikliwości i pogłębionej diagnostyki, a co za tym idzie wdrożenia odpowiedniej terapii - dodał.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock