Zarzuty usłyszały dzisiaj trzy osoby. Pracownik toru gokartowego za to, że nie sprawdził, czy Ola ma szal. Wsiadła w szalu, wkręcił się w wał napędowy, złamał jej kręgosłup. Wsiadła na niesprawny technicznie gokart - za to odpowiedzą właścicielka toru i jej mąż. Nikt z podejrzanych się nie przyznaje.
Prokuratura rejonowa w Żywcu w środę postawiła trzem osobom zarzuty za wypadek na torze kartingowym w Zwardoniu. Ola po tym wypadku jest sparaliżowana.
- Kacper T., pracownik odpowiedzialny za obsługę toru gokartowego i bezpieczeństwo osób korzystających z tego toru, będąc zobowiązany do zapewnienia przestrzegania przez korzystających z toru warunków bezpiecznej jazdy umyślnie naraził Aleksandrę H. na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w ten sposób, że zaniechał sprawdzenia, czy zabezpieczyła części garderoby, które mogły zostać wciągnięte w ruchome części napędu pojazdu. Bez takiego sprawdzenia dopuścił ją do jazdy gokartem, w konsekwencji czego doszło do wciągnięcia szala w wał napędowy gokarta, co spowodowało dalszy ciąg zdarzeń w postaci obrażeń ciała pokrzywdzonej, czym doprowadził ją nieumyślnie do trwałego kalectwa oraz choroby realnie zagrażającej życiu - mówi Agnieszka Michulec, prokurator rejonowy w Żywcu.
Grozi mu za to do pięciu lat więzienia.
Kolejne zarzuty usłyszeli właścicielka toru Aleksandra T. i jej mąż Marcin T. Ona, za to że: - Nieumyślnie naraziła Aleksandrę H. na bezpośrednie niebezpieczeństwo odniesienia ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, w ten sposób że nie zachowała należytej ostrożności i dopuściła do użytkowania niesprawny technicznie pojazd, którym poruszała się Aleksandra H. - mówi Michulec.
Na jej mężu ciąży zarzut z tego samego paragrafu, bo to on, wedle ustaleń prokuratury, odpowiadał za sprawy techniczne na torze.
Pojazd, którym jechała Ola w feralnej chwili miał nieszczelny silnik i zanieczyszczony zbiornik paliwa, brakowało w nim osłon na łańcuchu. - Te wady nie mają związku z wypadkiem, ale mogły spowodować inny wypadek, na przykład w skutek zapalenia pojazdu - wyjaśnia prokurator.
Małżonkom grozi do roku więzienia.
Nikt z podejrzanych nie przyznał się do zarzutów. Pracownik toru odmówił składania wyjaśnień. Właścicielka toru i jej mąż złożyli oświadczenie, ale nie chcieli odpowiadać na pytania prokuratora.
Śledczy dalej zbierają dowody winy.
- Z jednej strony mamy osobę dorosłą, która ma obowiązek zapoznania się z regulaminem i zastosowania się do reguł. Ale z drugiej strony pracują tam osoby, odpowiedzialne za bezpieczeństwo osób korzystających z toru. Nie może być tak, że hulaj dusza, piekła nie ma - komentuje Michulec.
Kochała sport i nagle...
Ola kochała sport. Była na trzecim roku wychowania fizycznego. Trenowała fitness, pływanie, pracowała na siłowni. - Zawsze wesoła, aktywna. Chodziła do szkoły, po szkole do pracy. Zawsze znalazła czas na sport – opowiadała reporterowi Uwagi TVN Ewa Hubner, matka dziewczyny. - Nagle wszystko zmieniło się o 180 stopni. Została przykuta do łóżka – mówił Mateusz Rotkegel, chłopak Oli.
12 listopada ubiegłego roku Ola pojechała z przyjaciółmi na gokarty do Zwardonia (woj. śląskie). Na torze była pierwszy raz. Doszło do tragedii. - Szalik mi się zaplątał. Ściągnęło mnie do tyłu. Słyszałam, że wszyscy do mnie biegną. Zaczęli mnie wyciągać, a Mateusz zaczął mnie reanimować – relacjonował Ola.
Mimo że dziewczyna była na torze pierwszy raz, znajomi twierdzą, iż nie poinformowano ich, że na torze obowiązuje zakaz noszenia luźnej odzieży, także szalików. Taki zapis był w regulaminie. - Nikt nie pokazywał nam żadnego regulaminu, nic też nie podpisywaliśmy. Jedyne szkolenie dotyczyło dwóch flag, którymi operuje się na torze. Nikt nie sprawdzał też naszego ubioru – przekonywali przyjaciele Oli, którzy jeździli razem z nią.
Właściciel toru nie chciał komentować tej sprawy. Zapewniał jedynie, że dba o bezpieczeństwo uczestników podczas jazdy. Konkretów jednak nie podawał.
Uratowana, sparaliżowana
Dziewczynę udało się uratować tylko dzięki natychmiastowej pomocy, której udzielił jej chłopak Mateusz oraz przyjaciele. Reanimowali dziewczynę do przyjazdu karetki. Ola była całkowicie sparaliżowana, nie oddychała samodzielnie, nie mówiła.
- Była jak na szubienicy, tylko w pozycji poziomej. Pompowałem jej tlen do płuc, żeby dotlenić mózg. To była walka o życie. Rurką z napoju odsysałem jej krew z buzi, żeby się nią nie udławiła – opowiadał Mateusz Rotkegel.
Lekarze nie kryli, że stan Oli jest ciężki. - Dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie przerwany jest rdzeń kręgowy. Lekarze mówili, że czeka nas ciężkie życie, że musimy zmienić wszystko, przystosować dla niej dom, bo ona prawdopodobnie nie będzie już się ruszać – mówił Zbigniew Hubner, ojciec Oli.
Od wypadku Ola przeszła dwie skomplikowane operacje kręgosłupa. Ma założone stelaże stabilizujące odcinek szyjny. Cały czas leży. Potrzeba czasu, aby stwierdzić, czy i w jakim stopniu będzie mogła wrócić do sprawności. Na razie odzyskała czucie do pasa, rusza głową i szyją. Delikatnie porusza także barkami i palcami u rąk.
- Ciężko mi było pogodzić się z tym, że nic nie umiem zrobić samodzielnie. Nie umiem ruszyć ręką, nogą. Jak się ocknęłam, myślałam, że to kwestia kilku tygodni i wrócę do sprawności. Okazuje się, że mam niedowład kończyn. Boję się, że sprawność nie wróci – martwiła się Ola.
- Rehabilitacja bardzo mnie wykańcza. Potem jest ból, ale widzę, że są postępy. Ćwiczenia wymagają dużo siły i poświęcenia, ale muszę dać radę, przecież jestem sportowcem - opowiadała. Teraz, jak na sportowca przystało, stawia sobie wyzwanie. Chce siąść na wózku inwalidzkim. - To będzie mój prezent dla taty. Do jego urodzin zostały dwa miesiące – mówiła dziewczyna.
Potrzebna pomoc
Ola przebywa w Centrum Rehabilitacji i Opieki w Porąbce. Ma dobrą opiekę, ale miesięczny pobyt kosztuje kilkanaście tysięcy złotych. To przekracza możliwości finansowe rodziców. Na szczęście w pomoc zaangażowała się grupa przyjaciół i znajomych. W Wodzisławiu Śląskim, jej rodzinnej miejscowości, organizowane są zbiórki, koncerty, kwesty. Z pomocą Oli przyszła też Fundacja Pomocna Dłoń. Kieruje nią Krzysztof Sałajczyk, który sam przeżył poważny wypadek samochodowy, w wyniku którego był sparaliżowany. Osoby, które chcą pomóc Oli, mogą znaleźć informacje na tej stronie.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice/Uwaga