- Jest to naprawdę zdarzenie, które ciężko ogarnąć umysłem ludzkim. Trzeba współczuć rodzinie ofiar. Jedna osoba zmarła, mąż zmarłej jest ciężko okaleczony - mówił sędzia, uzasadniając wyrok wobec kierowcy, który jadąc po pijanemu i pod prąd, doprowadził do śmiertelnego wypadku. Mógł za to dostać maksymalnie 12 lat, ale sąd wydając wyrok uwzględnił, że "oskarżony nigdy nie kwestionował winy".
44-letni Oleksander T. został dzisiaj skazany w Sądzie Rejonowym w Myszkowie na siedem lat więzienia za spowodowanie wypadku, w którym śmierć poniosła 47-letnia kobieta, a trzy inne zostały ranne.
Oprócz tego mężczyzna ma dożywotni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Musi także zapłacić poszkodowanym w sumie 85 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Jechał pasem pod prąd
W Siedlcu Dużym pod Myszkowem zderzył się czołowo z osobowym volvo, którym kierował 25-latek. Volvo podróżowały w sumie cztery osoby. - Wszystkie w ciężkim stanie trafiły do szpitala, gdzie jedna z pasażerek, 47-letnia kobieta, zmarła - mówił Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Do Siedlca przyjechało siedem wozów straży pożarnej, trzy radiowozy, cztery karetki, śmigłowiec ratunkowy. - W pierwszej kolejności pomocy poszkodowanym udzieliły osoby, które się tam zatrzymały przed przyjazdem służb ratunkowych. Ewakuowali trójkę pasażerów z volvo, przystąpili do resuscytacji kobiety - opowiedzieli nam strażacy, którzy brali udział w akcji. - To była bardzo trudna akcja - dodali. Żeby wydobyć kierowców, musieli ciężkim sprzętem hydraulicznym wycinać drzwi w obu autach, a w volvo także dach.
Kierowcy mitsubishi, poza otarciami, nic się nie stało. Prawdopodobnie również dlatego, że jechał autem terenowym. Badanie krwi wykazało, że miał ponad dwa promile alkoholu w organizmie. Po wytrzeźwieniu usłyszał zarzuty spowodowania wypadku, w którym jedna osoba poniosła śmierć, a trzy ciężkie obrażenia ciała.
- Przyznał się do zarzucanego przestępstwa i oświadczył, że nie pamięta okoliczności wypadku - mówił nam Ozimek. Mężczyzna trafił do aresztu.
Nie kwestionował winy
- Wina oskarżonego nie budzi najmniejszej wątpliwości, oskarżony jej nie kwestionował. Twierdził, że to z jego winy doszło do tego katastrofalnego w skutkach zdarzenia - mówił dzisiaj w uzasadnieniu wyroku sędzia Sądu Rejonowego w Myszkowie Marek Zachariasz.
Dodał, że skazany dopuścił się naruszenia elementarnych zasad ruchu drogowego, rozmyślnie wprowadził się w stan nietrzeźwości i wsiadł za kierownicę. Później pomylił pasy ruchu i doprowadził do zderzenia czołowego.
- Jest to naprawdę zdarzenie, które ciężko ogarnąć umysłem ludzkim. Trzeba współczuć rodzinie ofiar. Jedna osoba zmarła, mąż zmarłej jest ciężko okaleczony, dwie kolejne osoby równie poważnie ranne - podkreślał sędzia.
Przypomniał, że wedle Kodeksu karnego mógł skazać kierowcę maksymalnie na 12 lat pozbawienia wolności. Jednak uznał, że kara siedmiu lat będzie adekwatna, bo "oskarżony nigdy nie kwestionował winy".
- Zapewniał, że jeśli wyjdzie kiedyś na wolność, będzie chciał zrekompensować swoje czyny ofiarom wypadku - dodał sędzia.
Prokuratura żądała 10 lat więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.
Autor: mag/ ks / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja