Policjanci i ratownicy kilkadziesiąt minut reanimowali mężczyznę, znalezionego późnym wieczorem na ulicy. Nie wiadomo, jak długo tam leżał. Prawdopodobnie miał zawał serca.
Około 21.40 we wtorek policja w Mysłowicach odebrała wezwanie od kobiety do leżącego na chodniku przy ulicy Bytomskiej mężczyzny. Gdy funkcjonariusze przybyli na miejsce, 54-latek był już bardzo wyziębiony.
- Nie wiadomo, jak długo tam leżał. Nie było już z nim kontaktu słownego, zanikły czynności życiowe – mówi Damian Sokołowski, rzecznik policji w Mysłowicach.
Telefon do służb ratuje życie
Policjanci przystąpili do reanimacji. Po chwili na miejscu pojawiła się także karetka pogotowia. Po kilkudziesięciu minutach wróciły funkcje życiowe u mężczyzny, został on przewieziony do szpitala. Ratownicy przypuszczają, że przeszedł zawał serca.
Można powiedzieć, że miał szczęście, leżał w ciemności, w porze, gdy ruch na ulicy Bytomskiej jest znikomy. - Trzeba reagować. Gdy boimy się zakażenia jakąś chorobą, najlepiej od razu informować służby, a nie przechodzić obok takich sytuacji obojętnie. Na szczęście rośnie świadomość i służby dostają coraz więcej takich zgłoszeń. Ta kobieta zadzwoniła i uratowała 54-latkowi życie – podsumowuje Sokołowski.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice