- Nie wiedziałam, co zrobić, jak to wytłumaczyć, bałam się konsekwencji. Pod Bogiem, nic nie czułam - powiedziała nam pani Zofia, która przez cztery lata mieszkała ze zwłokami mężczyzny. Sąsiedzi nic nie zauważyli. - Tu mieszka strażak i też nic nie czuł - mówią.
We wtorek późnym wieczorem pasierbica 75-letniej Zofii z Piekar Śląskich zawiadomiła policję, że w mieszkaniu staruszki znalazła zwłoki.
Policjanci potwierdzili, że ciało ludzkie znajdowało się na kanapie. Było w stanie rozkładu, w zasadzie już szkieletem. - Z rozmowy z kobietą ustaliliśmy, że to mężczyzna, który u niej pomieszkiwał i że zmarł w listopadzie 2013 roku - mówi Dariusz Dobrzański, rzecznik piekarskiej policji.
Sąsiedzi
Mieszkanie pani Zofii znajduje się na parterze trzykondygnacyjnego socjalnego bloku w dzielnicy Brzeziny Śląskie. Kanapa ze zwłokami stała w pierwszym pomieszczeniu za drzwiami wejściowymi.
- Przez szybę wyglądała, tyle ją widziałem - mówi o 75-latce jeden z sąsiadów.
Drugi: - Ona nikogo nie wpuszczała do mieszkania. Stara babka. Nikt nie miał prawa wiedzieć. Na tapczanie te zwłoki leżały? To co ona, spała z nimi?
Trzeci sąsiad: - Okna miała otwarte i nikt nic nie wyczuł. Tu mieszka strażak. I też nic.
Mieszkańcy bloku widzieli, że pani Zofia chodzi na zakupy. Nikt nie miał z nią zatargów. Wiedzieli, że ma w mieszkaniu nieporządek i wydobywają się z niego nieprzyjemne zapachy.
Niektórzy widywali u pani Zofii mężczyznę. Ale, jak mówią, raz był, potem na kilka dni znikał.
Widywali też młodą kobietę - twierdzą, że przychodziła do pani Zofii kilka razy w miesiącu.
Nie mieli podstaw do niepokoju.
Larwy
Ta młoda kobieta to pasierbica pani Zofii. Śledczy przyznają, że często bywała u macochy. We wtorek miała u niej sprzątać. Podniosła koc na kanapie i odkryła zwłoki.
- Nie wiedziałam, co zrobić, jak to wytłumaczyć, bałam się konsekwencji - tak pani Zofia wyjaśniała nam, dlaczego po śmierci mężczyzny nikogo nie zawiadomiła.
Policjantom powiedziała, że obawiała się kosztów pochówku. - Wstępnie wykluczyliśmy, że pobierała rentę albo emeryturę w imieniu denata. Ma własne środki na życie - mówi Grzegorz Kisiel, prokurator rejonowy w Piekarach Śląskich.
- Teraz już bym wiedziała, jak postąpić, policjanci mi powiedzieli - dodała pani Zofia.
Zapytaliśmy ją, czy nie przeszkadzał jej zapach.
- Pod Bogiem, nic nie czułam - powiedziała.
Prokurator Kisiel: - Z doświadczenia wiem, że to możliwe, jeśli lokalizacja to nie jest czysty dom. Inne nieprzyjemne zapachy mogą zafałszować obraz.
Zapytaliśmy w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej, który zarządza budynkiem, dlaczego nikt z pracowników nie reagował na nieprzyjemne zapachy.
- Mieszkańcy też mają węch i nic nie zgłaszali - uciął Piotr Skop, kierownik administracji w Piekarach.
- Czy ktoś z administracji tam bywa? Na oko ten budynek wygląda, jakby dawno nie był remontowany - zauważyliśmy.
Skop: - To niewłaściwa sugestia.
- Wytypowaliśmy osobę z administracji, która zrobi tam rozeznanie. Nikt nas nie powiadomił o tych zwłokach - dodał kierownik.
Nie było też deratyzacji. Nasi dziennikarze widzieli na jej kanapie larwy. Pani Zofia po przesłuchaniu na komisariacie wróciła do domu.
Wsparcie
Śledczy ustalają tożsamość denata. Sprawdzają personalia mężczyzny, które podała im 75-latka, czy taki ktoś istnieje i czy był poszukiwany.
- Na razie nic nie wskazuje, że ktoś go przez te cztery lata szukał - mówi prokurator Grzegorz Kisiel.
Śledztwo prowadzone jest w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Zlecona już sekcja zwłok ma pomóc w ustaleniu przyczyn zgonu mężczyzny. Pani Zofia wyjaśniła śledczym, że zmarł naturalnie i nic nie wskazuje na udział osób trzecich. Nie usłyszała jeszcze żadnych zarzutów.
Dariusz Dobrzański, rzecznik policji, obiecał powiadomić ośrodek pomocy społecznej, by sprawdzić, czy 75-latka nie potrzebuje wsparcia. Nam powiedziała, że jest schorowana, że bolą ją korzonki i drętwieją nogi.
- Nie umiem chodzić - powiedziała.
Autor: mag//ec/jb / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice