- Wzięliśmy pacjenta z domu, pojechaliśmy do szpitala. Jeszcze pod domem dowiedzieliśmy się, że nigdzie w rejonie nie ma izolatek i dyspozytor nie wie, gdzie nas wysłać - opowiada ratownik pogotowia, który osiem godzin krążył z pacjentem w karetce między szpitalami w Rybniku, Wodzisławiu Śląskim i Jastrzębiu-Zdroju.
- Jest 2.47. Od godziny 21 krążymy z pacjentem. Wzięliśmy go z domu, pojechaliśmy do szpitala. Już pod domem dowiedzieliśmy się, że nigdzie w rejonie nie ma izolatek i dyspozytor nie wie, co ma zrobić, gdzie nas wysłać - opowiada ratownik z prywatnego pogotowia z rejonu Rybnika (chce pozostać anonimowy).
Nagranie opowieści o podróży z pacjentem w nocy z czwartku na piątek opublikował w mediach społecznościowych. W rozmowie z dziennikarzami TVN 24 dodał, że otrzymał od dyspozytora radę, by ratownicy mieli przy sobie wodę i coś słodkiego, bo czeka ich długie oczekiwanie pod szpitalem. Czekali osiem godzin.
"Podajemy tlen i leki, ale pacjent nie może liczyć na leczenie"
- Zapytałem, co mamy zrobić, żeby był jakiś cel naszej podroży - opowiada dalej ratownik.
Dyspozytor miał odpowiedzieć: No to jedźcie do Rybnika.
Ale w Rybniku, jak opowiada ratownik, usłyszeli, że "nie ma miejsc". Wtedy dyspozytor miał im zaproponować jazdę do Wodzisławia Śląskiego. - Pojechaliśmy, równie ciemno i pusto - mówi ratownik. - Pielęgniarki podeszły do drzwi i powiedziały, że do godziny szóstej izba jest zamknięta, bo izolatki pełne covidów, trzeba ich wywieźć gdzieś, ale gdzie, nie wiadomo, bo nie ma miejsc.
Ratownicy jeszcze dwa razy dzwonili do dyspozytora. Najpierw poradził im jazdę do Jastrzębia-Zdroju, a gdy tam usłyszeli, że nie ma izolatek, pojechali z powrotem do Wodzisławia.
- Jest 2.48. Stoimy w Wodzisławiu i czekamy. Na co, nie mam zielonego pojęcia. Nie wiemy, co robić, nikt nie wie, co mamy zrobić, nikt nie ma dla nas rady. A pacjent? Pacjent czeka w karetce. Oczekuje pomocy, którą od nas dostaje cały czas. Podajemy tlen, podajemy leki, ale nie może liczyć na normalne leczenie. Brak słów, co się dzieje - kończy nagranie ratownik.
83 pacjentów covidowych na 51 łóżek
Alina Kucharzewska, rzeczniczka wojewody śląskiego potwierdza, że karetki stoją w kolejkach przed szpitalami, ponieważ ze względów bezpieczeństwa wydłużyła się procedura przyjęcia pacjenta do szpitala.
- Jeżeli pacjent jest przywożony do szpitala i nie ma badania na covid, to on tej karetki nie opuści do czasu otrzymania testu, aby być przyjętym na łóżko covidowe. Jeżeli przypadek pacjenta jest pozytywny, to przyjęcie powinno nastąpić do godziny. Pamiętajmy, że w szpitalach covidowych przyjmowani są inni pacjenci, którzy chorują na inne dolegliwości. Zatem żeby oddzielić i zabezpieczyć pacjentów oraz kadrę medyczną pracującą w szpitalu, te procedury trwają do godziny, aż pacjent zostanie przyjęty - mówi Kucharzewska.
Problem w tym, że z perspektywy zespołu pogotowia czy pacjenta karetki to może trwać nawet kilkanaście godzin.
Portal bielsko.biala.pl opisał ponad osiemnastogodzinny wyjazd karetki bielskiego pogotowia ratunkowego z chorym na COVID-19. Według informacji lokalnych dziennikarzy, karetka wyjechała ze stacji w Jasienicy w piątek o 13.16. Do pacjenta dojechała w ciągu 20 minut. Została skierowana przez dyspozytora do szpitala śląskiego w Cieszynie, gdzie pacjent czekał na przyjęcie na oddział zakaźny do godziny 5.57.
Pytana przez dziennikarzy TVN 24 o tę sytuację rzeczniczka placówki poinformowała, że tak samo dzieje się w całej w Polsce, że brakuje łóżek covidowych. Decyzją wojewody jest ich 51 i wszystkie są zajęte. Pacjentów z COVID-19 mają 83 i starają się wydzielać dla nich miejsca.
Kucharzewska: - Wojewoda w piątek odbył wideokonferencję ze starostami powiatów i prezydentami, którzy są organami prowadzącymi dla szpitali i zaapelował, żeby szpitale codziennie i rzetelnie przekazywany informacje o liczbie miejsc, tak żeby koordynator wiedział, ile jest miejsc i gdzie są wolne. To pozwoli na zlikwidowanie kolejek przed szpitalami. Na stronie ŚUW są dane z liczbą wolnych łóżek, z informacji, jakie mamy, wynika, że karetki nie powinny krążyć od szpitala do szpitala.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: facebook