- Z intensywnej terapii pamiętam tylko moment przeniesienia na ten oddział i podłączenie do tracheotomii. Później, jak odzyskiwałem świadomość, takie przebłyski: doktor dawał mi telefon, żebym słuchał rodziny - opowiada lekarz i pacjent, który spędził w szpitalu 122 dni, z czego przez 68 dni za jego płuca pracowało urządzenie.
59-letni lekarz Dariusz Wdowik trafił na oddział pneumonologii Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach w listopadzie 2020 roku. Diagnoza: COVID-19. Jak informuje placówka, jego stan dramatycznie się pogarszał. Ze względu na stopień uszkodzenia płuc podjęto decyzję o przekazaniu go do Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii z Nadzorem Kardiologicznym i podłączeniu do urządzenia, które zastąpiło funkcję uszkodzonych płuc - aparatu do pozaustrojowego utlenowania krwi - VV ECMO.
- Z intensywnej terapii pamiętam tylko moment przeniesienia na ten oddział i podłączenie, czyli tracheotomię - opowiada dzisiaj pan Dariusz. Spędził w szpitalu 122 dni, w tym przez 68 dni był wspomagany ECMO. To światowy rekord czasowy tej terapii.
W tym czasie Wdowik obchodził urodziny i przybył mu trzeci wnuk.
"Myśleliśmy, że to koniec"
- W momencie, kiedy go przyjęliśmy, on się nie nadawał do podłączenia pod respirator, dlatego że te jego płuca nie pozwalały go wentylować. Jedyną alternatywą było dla niego ECMO - mówi Wojciech Kruczak, lekarz anestezjolog z Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach.
ECMO to bardzo inwazyjna i trudna w prowadzeniu terapia realizowana tylko w najbardziej wyspecjalizowanych oddziałach. Wymaga pracy interdyscyplinarnego zespołu medyków, anestezjologów i kardiochirurgów, konsultacji z nefrologami, laryngologami, gastroenterologami, chirurgami, radiologami. Muszą codziennie spodziewać się powikłania, z godziny na godzinę planować leczenie i wierzyć w efekt.
- Korzystaliśmy z konsultacji wszystkich dziedzin medycyny, nie tylko lekarzy. Poza tym ogromna rola pielęgniarek. Pielęgnacja takiego chorego to ogromne wyzwanie. Dodatkowo fizjoterapia - opowiada profesor Ewa Kucewicz-Czech, lekarz kierujący Oddziałem Anestezjologii i Intensywnej Terapii z Nadzorem Kardiologicznym w GCM.
Wdowik dzisiaj już oddycha samodzielnie. Ale, jak mówi Kruczak, "było bardzo wiele takich sytuacji, w których zastanawialiśmy się, czy to nie jest terapia daremna, czy to nie jest podtrzymywanie czyjegoś cierpienia". - Dlatego, że po tym okresie covidu wdała się infekcja bakteryjna w płuca, niewydolność nerek. Myśleliśmy, że to koniec - przyznaje Kruczak.
- Bardzo się cieszę, że się udało, to jest nadzieja dla innych chorych - dodaje anestezjolog.
"Trzeba walczyć do końca"
Dariusz Wdowik zaczął odzyskiwać przytomność w połowie lutego. - Mam takie przebłyski jak doktor Kruczak dawał mi telefon, żebym słuchał rodziny - opowiada lekarz i pacjent.
Nie ma dzisiaj kondycji, musi odbudować mięśnie, czeka go długa rehabilitacja. Ale jest szczęśliwy, że jest już w domu z rodziną.
Co by powiedział chorym? - Tym, którzy są świadomi, że trzeba walczyć do końca. Nie jesteśmy panami tego świata, nie jesteśmy w stanie określić, kiedy jest koniec, a te doświadczenia nas budują.
Co by powiedział lekarzom? - Sam jestem lekarzem - przypomina pan Dariusz. - Trzeba dużo cierpliwości, wytrwałości, nigdy nie można rezygnować ze swojej misji, nie można zdawać pacjenta na straty. Czasami dzieją się takie rzeczy jak ze mną, tyle dni byłem pod ECMO, bez świadomości i wyszedłem z tego. Nie ma ludzi straconych. To nie my powinniśmy decydować o tym, kiedy zakończyć czyjeś życie.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Górnośląskie Centrum Medyczne w Katowicach