Dwoje studentów stawiło się dzisiaj w komisariacie na przesłuchanie. Są świadkami w sprawie, która zaczęła się od ich skargi na wykładowczynię, złożonej na uczelni. Przesłuchanie się nie odbyło, bo Ordo Iuris, które reprezentuje wykładowczynię, złożyło wnioski formalne. Muszą czekać na następny termin. Głos w sprawie przesłuchań zabrała Helsińska Fundacja Praw Człowieka i pisze o "efekcie mrożącym" wśród studentów.
- Złożyliśmy pisemny wniosek o przejęcie czynności do bezpośredniego prowadzenia przez prokuratora nadzorującego postępowanie karne w sprawie profesor Ewy Budzyńskiej oraz nagrywanie czynności przesłuchania świadków. Podyktowane jest to dobrem niniejszego postępowania, w szczególności mając na względzie pojawiające się w ostatnim czasie w przestrzeni medialnej nieprawdziwe informacje dotyczące samego przebiegu przesłuchania świadków - powiedziała nam Magdalena Majkowska, aplikantka adwokacka z Fundacji Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, który reprezentuje Ewę Budzyńską, socjolożkę, byłą nauczycielkę akademicką w Uniwersytecie Śląskim.
Z tego powodu środowe przesłuchania dwóch studentów nie odbyły się. - Rozstrzygnięcie tych wniosków wymaga decyzji prokuratora - powiedział nam adwokat Marek Stańko, reprezentujący studentów.
Pełnomocnicy studentów, a także sami studenci opowiadali - również w TVN 24, że jest to dla nich nerwowa sytuacja, że czują się zastraszani.
Przesłuchiwani są jako świadkowie, ale w sprawie, którą sami rozpoczęli. Poskarżyli się na Budzyńską rektorowi swojego Uniwersytetu Śląskiego. Dochodzenie uczelni trwa, ale wyszło poza mury uczelni, bo "osoba prywatna" - tak jest określana przez policję w Katowicach - złożyła w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z artykułu 235 Kodeksu karnego, dotyczącego tworzenia fałszywych dowodów.
"Osoba prywatna" wedle policji nie jest związana z żadną ze stron. Ale wykładowczyni ma status pokrzywdzonej i - poprzez swojego pełnomocnika - może przepytywać studentów, którzy się na nią poskarżyli.
Wykład, skarga, nagana, prokurator
Skarga na Budzyńską dotyczyła treści wykładów z socjologii rodziny. Studenci twierdzą, że zamiast wiedzy prezentowała im swój światopogląd radykalno-katolicki, homofobiczny, nienaukowy (rodzina to mężczyzna i kobieta, antykoncepcja równa się aborcja).
Rzecznik dyscyplinarny UŚ zawnioskował o ukaranie wykładowczyni naganą. Wtedy ta, w geście protestu, zwolniła się, a dochodzenie uczelniane zostało zawieszone z powodu epidemii COVID-19.
W oświadczeniu, wydanym w poniedziałek, socjolożka podkreśla, że nie ma żalu do studentów, tylko do uczelni, że wewnętrzne dochodzenie prowadzi nieuczciwie (nie otrzymała skargi z podpisami) i zbyt długo (od początku 2019 roku).
Ale to nie władze uczelni w pierwszej kolejności trafiły na dywanik prokuratora, tylko studenci.
"Efekt mrożący, charakter zastraszający"
Przesłuchano już siedmioro. Na pierwszych przesłuchaniach studenci byli sami. Mają niewiele ponad 20 lat i to ich pierwszy kontakt z organami ścigania. Każda taka wizyta w komisariacie trwała od czterech do sześciu godzin.
Treści pytań nie możemy ujawniać, bo to jest wstępne dochodzenie. Zdarzyło się, że było ich ponad 70, większość zadała przedstawicielka Budzyńskiej, czyli Ordo Iuris. Tak wynika z informacji od pełnomocników studentów. Gdy weszli do gry, na 80 procent pytań studenci odpowiadali: nie wiem.
Zaniepokojenie sytuacją wyraziła w środę Helsińska Fundacja Praw Człowieka. W swoim stanowisku, jako kolejna instytucja w sprawie Budzyńska kontra uczelnia, przypomina o autonomii uczelni wyższej.
"W ramach przepisów prawnych dotyczących szkolnictwa wyższego przewidziano procedurę dyscyplinarną, która przeznaczona jest do rozwiązywania problemów społeczności akademickiej. Inicjowanie postępowań karnych w sprawach skarg studentów korzystających z przysługujących im praw może wywołać efekt mrożący i powstrzymywać przed sygnalizowaniem uczelni dostrzeżonych nieprawidłowości. Trzeba zatem uznać, że podejmowane obecnie wobec studentów i studentek działania godzą w podstawowe zasady wynikające z wolności dyskusji i sporów naukowych, co przyczynia się do naruszenia zasady autonomii uczelni - czytamy. - Wszczynanie postępowania karnego w związku z wątpliwościami słuchaczy i słuchaczek co do jakości przekazywanych przez wykładowców i wykładowczynie treści wydaje się być znacznym nadużyciem i może mieć charakter zastraszający. Niewątpliwie konflikt ten powinien przede wszystkim zostać rozstrzygnięty na szczeblu akademickim, nie zaś w pokojach przesłuchań komendy policji".
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24