To będzie proces poszlakowy, bo nie ma ciała, ale zdaniem prokuratury wszystkie poszlaki prowadzą do zbrodni. M. in. komórka Anny G., którą jej mąż Marek. G. w dniu zaginięcia żony wysłał do Niemiec. Będąc policjantem, miał zabić swoją żonę Annę i pozorować, że się rozstali. Reporterka TVN24 przeczytała akta sprawy.
Anna G. z Czeladzi zaginęła wieczorem 7 lipca 2012 r. W nocy z 7 na 8 lipca jej mąż Marek G. nadał na poczcie paczkę z komórką Anny G., dokładnie wyczyszczoną z danych. Do Niemiec, na wyszukany w internecie adres. Popełnił jednak jakiś błąd w adresie, bo komórka wróciła do Polski i leżała w magazynie przesyłek niedostarczonych.
To jeden z wielu dowodów w sprawie przeciwko Markowi G., oskarżonemu o zabicie swojej żony Anny. Prokuratura przesłuchała 182 świadków i po trzech latach śledztwa wystosowała akt oskarżenia, mimo że nie znaleziono ciała Anny G.
"Halo, mama, jestem szczęśliwa"
Dwa dni po domniemanej zbrodni - zdaniem prokuratury morderstwo miało miejsce 7 lipca - Marek G. zgłosił oficjalnie zaginięcie żony. Rodzicie kobiety o nic nie podejrzewali zięcia, ich zdaniem G. było udanym małżeństwem. On policjant, ona pracownica ZUS, 5 lat razem, 2,5-letnie dziecko. Jeszcze 7 lipca o godz. 20 Anna zadzwoniła do matki i powiedziała, że jest szczęśliwa.
W ostatnich rozmowach córki z matką pojawiały się jednak rysy na małżeństwie G. Anna podejrzewała, że mąż ją zdradza. Według matki Anny, Marek mógł się obawiać, że w razie rozwodu Anna zabierze ich córkę, za którą Marek przepadał. Matka Anny przypuszcza, że dziecko mogło być motywem zbrodni.
7 lipca - zdaniem Marka G. - między małżonkami doszło do sprzeczki i o godz. 22.30 Anna wyszła z domu z walizką, zostawiając córkę. Nie pasowało to do niej - w takich chwilach zawsze dzwoniła do matki. Tym razem nie.
Ważna rola telefonu
Telefon Anny G. odgrywa ważną rolę w śledztwie, podważa wersję Marka G. Przez trzy godziny po jej rzekomym wyjściu z domu logował się w okolicy domu, tak jakby krążyła z walizką po osiedlu. Tymczasem nikt jej tam nie widział. Potem komórka logowała się w okolicy dworca PKP w Katowicach. W sąsiedztwie dworca jest poczta, z której telefon został wysłany do Niemiec.
Policja od początku podejrzewała Marka G. Równocześnie podała jego numer telefonu do kontaktu z osobami, które mogłyby pomóc w znalezieniu Anny G. Na byłym policjancie ciąży też zarzut nakłaniania świadków do fałszywych zeznań.
Poszukiwania kobiety trwały pół roku, Marek G., zdaniem teściów nigdy się w nie nie angażował, nie rozwieszał plakatów. W grudniu 2012 roku ruszyło śledztwo - najpierw w kierunku nakłaniania Anny G. do samobójstwa.
Marek G. został aresztowany pod zarzutem morderstwa żony w październiku 2015 roku. Nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że to żona kazała mu wysłać swój telefon do Niemiec. Grozi mu dożywocie.
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24