Przed Sądem Okręgowym w Katowicach ruszył proces Dariusza N., oskarżonego między innymi o śmiertelne ugodzenie nożem 19-letniego Dominika, byłego piłkarza GKS-u Katowice, a także usiłowanie zabójstwa jego ojca. Do zabójstwa doszło w sierpniu 2016 roku podczas bójki w pobliżu dworca kolejowego w Katowicach. N. grozi nawet dożywocie.
Po odczytaniu przez prokuratora zarzutów z aktu oskarżenia N. oświadczył, że zrozumiał ich treść i nie przyznaje się do popełnienia tych czynów. Zdecydował się składać wyjaśnienia i zgodził się odpowiadać na pytania sądu.
"Nie byłem świadomy tego, co się stało"
W swoich wyjaśnieniach N. kwestionuje ustalenia śledztwa. Powołując się m.in. na billingi twierdzi, że w dniu, w którym doszło do zabójstwa Dominika, nie było go na dworcu PKP, ani też wcześniej na meczu w Katowicach. - Tego dnia nie byłem w ogóle świadomy tego, co się stało - przekonywał.
Jak dodał, wyjechał z Katowic, a potem z kraju, kiedy 22 sierpnia w mediach pojawiło się jego zdjęcie, jako osoby poszukiwanej.
- Po tych informacjach zwyczajnie się wystraszyłem. Wiem, jak wygląda praca policji, ile są warte wyjaśnienia podejrzanego w zestawieniu z zeznaniami policjantów - oświadczył.
- Byłem bezsilny. Nie mogłem się zgłosić i powiedzieć, że jestem niewinny, bo automatycznie trafiłbym do aresztu - dodał N.
Przyznał, że w poprzednich latach był silnie związany ze środowiskiem GKS-u Katowice. W centrum miasta prowadził sklep z pamiątkami klubowymi, organizował wyjazdy na mecze, ale kilka lat temu dostał zakaz prokuratora i sądu dotyczący kontaktowania się z kibicami i wyjazdów.
N. oświadczył, że "robił wiele rzeczy i ponosił ich konsekwencje" i zawsze, kiedy stawiano mu zarzuty, to się do nich przyznawał, wyjaśniając wszelkie okoliczności.
"Kochał życie"
Po odebraniu wyjaśnień od oskarżonego - gdy sąd poinformował, że przesłucha rodziców Dominika - ich pełnomocnicy złożyli wniosek o wyprowadzenie na ten czas oskarżonego oraz wyłączenie jawności rozprawy podczas odbierania od nich zeznań. Jak uzasadniali, obecność N. mogłaby wpłynąć na swobodę zeznań pokrzywdzonych i ich krępować, wyłączenie jawności rozprawy argumentowali zaś ważnym interesem prywatnym rodziców Dominika.
Sąd zgodził się na wyprowadzenie N., nie uwzględnił natomiast wniosku o wyłączenie jawności. Na sali mogli zostać dziennikarze, relacjonujący proces. Jak uznał sąd, pełnomocnicy nie wskazali, jaki konkretnie interes rodziców miałby być zagrożony. Jak zaznaczył, na rozprawie nie będą poruszane intymne szczegóły z życia rodziców Dominika.
Zgodnie w wnioskiem pełnomocników rodziców Dominika - oskarżycieli posiłkowych w procesie - zeznania pokrzywdzonych odbywały się bez udziału oskarżonego. Był on wyprowadzany z sali rozpraw, a później, po doprowadzeniu, sąd odczytywał mu, co zeznali pokrzywdzeni.
- Nigdy w życiu nie poradzimy sobie z tym, co się stało - powiedziała przed sądem matka Dominika. Jak mówiła, jej syn uczył się dobrze, chciał studiować, zostać trenerem personalnym. - Kochał życie - podkreśliła.
- W żaden sposób nie poradziłem sobie z tym, co się stało. Jako rodzina nie poradziliśmy sobie z tą stratą - mówił ojciec Dominika, który towarzyszył synowi feralnego dnia i sam został ranny. Opowiadał, jak po spotkaniu w klubie doszło do starcia i bójki dwóch grup. Jak mówił, nie potrafi rozpoznać osób, z którymi starła się grupa, w której był on i Dominik.
Zdradził go tatuaż klubowy
Do zakończonego śmiercią nastolatka starcia doszło 21 sierpnia 2016 roku nad ranem, w pobliżu dworca kolejowego w Katowicach. Dominikowi towarzyszył ojciec wraz z kilkoma osobami, które napotkały inną grupę kilku młodych ludzi. Doszło do wymiany zdań, a następnie do bójki.
Nastolatek został ugodzony dwukrotnie nożem w klatkę piersiową i wskutek odniesionych obrażeń ciała zmarł. Nożem ugodzony został także jego ojciec. Bezpośrednio po zdarzeniu zatrzymanych zostało kilku uczestników bójki. Sprawca, który - jak wynikało z dowodów - posługiwał się w jej trakcie nożem, był długo poszukiwany. Mężczyzna ukrywał się następnie przez kilkanaście miesięcy m.in. w Niemczech, Czechach i w Irlandii.
N. zatrzymano w październiku 2017 roku w małym katalońskim mieście Perafort, w trakcie załadunku puszek, w których ukryte były narkotyki. W 63 puszkach znaleziono 20 kilogramów marihuany o wartości 140 tys. euro. Miała ona trafić do Polski.
Miejsce pobytu N. ustalili policjanci z Zespołu Poszukiwań Celowych Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Do zatrzymania doszło dzięki monitorowaniu ruchów poszukiwanego i współpracy Komendy Głównej Policji z katalońskimi funkcjonariuszami za pośrednictwem ENFAST, czyli sieci współpracy grup poszukiwań celowych w krajach UE.
Jak podawała po zatrzymaniu policja, poszukiwany całkowicie zmienił wygląd - zapuścił włosy i brodę, schudł, prawdopodobnie poddał się operacji plastycznej. Miał też "lewe" dokumenty. Podczas zatrzymania przedstawił się innym imieniem i nazwiskiem, okazał też polski dowód osobisty z danymi osoby z woj. lubuskiego. Miał przy sobie dokumenty tożsamości na różne nazwiska. Zidentyfikowano go dzięki charakterystycznemu tatuażowi na ramieniu, związanemu z jednym ze śląskich klubów piłkarskich.
Skazani za bójkę
W związku z bójką przy dworcu prokuratura już wcześniej oskarżyła sześciu mężczyzn. Wśród oskarżonych był m.in. ojciec Dominika, który był jednym z uczestników zajścia. Ich proces rozpoczął się w lipcu 2017 roku przed katowickim sądem rejonowym.
Oskarżeni odpowiadali za udział w bójce, w której wzajemnie narażali się na niebezpieczeństwo (za co może grozić do trzech lat więzienia). Osoby te zostały skazane za udział w bójce nieprawomocnym wyrokiem Sądu Rejonowego Katowice-Zachód.
Autor: ib/ec / Źródło: PAP/tvn24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Katowice