Nagrania z monitoringu wskazują, że jeep zjechał na przeciwny pas ruchu i doprowadził do zderzenia z motorowerem. Pasażer motoroweru zginął, a kierowca jeepa twierdzi, że to nie jego wina. Dlaczego po wypadku odjechał, zostawił samochód pod swoim domem i na dwa dni zniknął?
W sobotę na ulicy Armii Krajowej w Jastrzębiu-Zdroju w wypadku zginął 52-letni pasażer motoroweru. Pojazd prowadził 29-latek, który trafił do szpitala ze złamaną nogą i jeszcze nie został przesłuchany.
Policja zabezpieczyła zapisy z monitoringu i innych wideorejestratorów. - Wynika z nich, że kierowca jeepa z nieustalonych przyczyn zjechał na przeciwny pas ruchu i zderzył się z prawidłowo jadącym motorowerem – mówi Halina Semik, rzeczniczka policji w Jastrzębiu-Zdroju.
Jednak na miejscu tragedii nie było ani jeepa, ani jego kierowcy. Jak informuje policja, "uciekł z miejsca wypadku, nie udzielając pomocy poszkodowanym".
Twierdzi, że to nie on zajechał drogę
Nagrania z miejsca wypadku wyraźnie uwieczniły samochód i kierowcę. Policja tej samej nocy dotarła na jego posesję w powiecie wodzisławskim. Znaleźli jeepa, ale 44-właściciela nie zastali. Jak opisywali, "ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości".
Trwały poszukiwania mężczyzny. - W poniedziałek rano stawił się na policję ze swoim adwokatem – mówi Semik. 44-latek został przebadany alkomatem i została mu pobrana krew do badań laboratoryjnych. Był trzeźwy, jednak nie ma sposobu, by wykazać, w jakim stanie był w sobotę wieczorem w chwili tragedii. Jak mówi rzeczniczka policji, można tylko ustalić, czy był pod wpływem innych środków psychotropowych.
- Mężczyzna nie zaprzecza, że zderzył się z motorowerem. Jednak twierdzi, że to motorowerzysta zajechał mu drogę – mówi Semik. - Powiedział, że się nie zatrzymał, ponieważ widział, że inne osoby udzielają już pomocy poszkodowanym – dodaje policjantka.
Śledczy nie mają pewności, czy kierowca i pasażer jednośladu dostali pomoc zaraz po wypadku. Na wniosek prokuratury, która prowadzi śledztwo, przesłuchują świadków.
- Prokuratora postawiła mężczyźnie zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Kwestia nieudzielenia pomocy jest jeszcze analizowana – mówi Jacek Rzeszowski, prokurator rejonowy w Jastrzębiu-Zdroju.
Zawnioskowała też do sądu o areszt dla 44-latka z uwagi na grożącą mu wysoką karę do 12 lat więzienia. Sąd przystał na wniosek, mężczyzna spędzi za kratami na trzy miesiące.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja