Dariusz P., podejrzany o podpalenie domu w Jastrzębiu Zdroju i zabicie w ten sposób pięciorga członków najbliższej rodziny, był w chwili przestępstwa poczytalny - orzekli biegli po przeprowadzonej obserwacji psychiatrycznej.
- Pisemną opinię biegłych liczącą ok. 100 stron otrzymała we wtorek gliwicka prokuratura - poinformował w rozmowie z TVN24 rzecznik prokuratury Michał Szułczyński. Tym samym potwierdziły się nieoficjalne informacje dziennikarzy "Uwagi TVN".
Uznanie Dariusza P. za poczytalnego oznacza, że mężczyzna może odpowiadać karnie i śledztwo w sprawie tej tragedii nie zostanie umorzone.
- Obecnie trwają jeszcze przesłuchania świadków, a prokurator zapoznaje się z materiałami dowodowymi. Dopiero po tych czynnościach przygotowywany będzie akt oskarżenia. Liczymy, że trafi on do sądu na początku marca – dodał i przypomniał, że Dariusz P. będzie przebywał w areszcie do 26 marca.
- Za wcześnie jednak, by mówić jakiej kary będzie się domagać prokurator - zaznaczył, choć jeszcze na początku grudnia mówił, że "jeżeli okaże się, że Dariusz P. był poczytalny, to grozi mu nawet dożywocie".
Tragiczny pożar
Tragedia wydarzyła się w maju 2013 roku. W pożarze domu jednorodzinnego w Jastrzębiu Zdroju (woj. śląskie) zginęło pięć osób: matka i czworo dzieci. Przeżył jedynie najstarszy syn. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci ofiar było zatrucie tlenkiem węgla. Ojca - Dariusza P. - nie było wówczas w domu. Jak twierdził, był w oddalonym o kilka kilometrów warsztacie stolarskim.
Szybko ustalono jednak, że kłamał: gdy wybuchł pożar, jego telefon logował się w okolicach domu. Także opinia biegłych z zakresu pożarnictwa jednoznacznie wskazywała, że pożar nie był nieszczęśliwym wypadkiem. Ogień został celowo zaprószony i to w pięciu miejscach niemal równocześnie. W marcu Dariusz P. został aresztowany pod zarzutem zabójstwa pięciu osób. Motywem przestępstwa miała być chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia.
Fałszywe tory
Dariusz P. podczas śledztwa przyznał, że sam wysyłał sobie sms-y z pogróżkami, aby skierować śledztwo na fałszywe tory - chodziło o zasugerowanie, że podpalaczem jest inna osoba, która miała mu grozić. Podczas śledztwa znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości. Przyznanie się do utrudniania śledztwa nie oznacza, że podejrzany potwierdził pozostałe poważniejsze zarzuty. Konsekwentnie twierdził, że to nie on zabił swoją rodzinę.
Aby stwierdzić czy mężczyzna był poczytalny skierowano go na obserwację. Przeprowadzono ją w Szpitalu Psychiatrycznym przy Areszcie Śledczym we Wrocławiu. Rozpoczęła się we wrześniu, a zakończyła pod koniec października.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: rf / Źródło: PAP, TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24