Dzwoniła do drzwi przed południem, by mieć pewność, że młodsi członkowie rodzin będą w szkole albo w pracy. Gdy otwierał starszy człowiek, przedstawiała się jako pracownica jakiejś instytucji. Zagadywała lokatora, wtedy jej wspólniczka penetrowała mieszkanie. Tak - wedle policji - działały dwie kobiety podejrzane o kradzieże mieszkaniowe. Nie przyznają się do winy.
Sprawa kradzieży mieszkaniowych, o które podejrzane są dwie mieszkanki Częstochowy, zaczęła się w Gliwicach. Tam na policję zgłaszali się ograbieni ludzie.
- Zawsze były to starsze, samotne osoby - mówi podinspektor Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji.
Jak opisuje, praca operacyjna doprowadziła policjantów także do Częstochowy, ale na tych dwóch miastach - twierdzi - sprawa może się nie skończyć.
- Podejrzane najprawdopodobniej działały nie tylko w województwie śląskim, mamy informacje, że także w małopolskim i łódzkim - podkreśla Słomski.
Kobiety nie przyznają się do zarzutów kradzieży.
Przychodziły zawsze przed południem
Na razie wiadomo o kilku okradzionych mieszkaniach i łupach o łącznej wartości 200 tysięcy złotych.
W mieszkaniach podejrzanych kobiet policjanci znaleźli złotą biżuterię, złote, srebrne i okolicznościowe monety oraz gotówkę. Ustalają, do kogo należą. Już zgłosili się pierwsi właściciele.
Sposób działania podejrzanych policjanci odtworzyli na podstawie opisów osób pokrzywdzonych. - Modus operandi był zawsze podobny. Jedna z kobiet dzwoniła do drzwi swoich ofiar przed południem, by mieć pewność, że młodzi mieszkańcy będą w szkole albo w pracy - opowiada Słomski.
Gdy drzwi otwierała starsza osoba, kobieta przedstawiała się jako pracownica instytucji zaufania publicznego: ośrodka pomocy społecznej, Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Obiecywała dofinansowanie emerytury.
Miał to być sposób na odwrócenie uwagi mieszkańca, by do lokalu mogła wejść druga kobieta i spenetrować inne pomieszczenia, przeszukiwać szafy.
- Zdarzało się, że lokator do samego końca rozmawiał z oszustką w jednym pokoju i w ogóle się nie zorientował, że w drugim pokoju ktoś był. Dopiero po wyjściu złodziejek odkrywał brak cennych przedmiotów - mówi Słomski.
Mają czystą kartotekę
Podejrzane mają 42 i 54 lata. Nigdy dotąd nie były karane ani notowane w policyjnych kartotekach.
W środę śledczy wystąpili o tymczasowy areszt dla obu kobiet. Sąd w Gliwicach przychylił się do wniosku.
Gliwiccy policjanci nie wykluczają dalszych zatrzymań.
Autor: mag//rzw / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja