Znaleźli się nad ranem na dworcu w czwórkę - tak wynika z zeznań dwóch z nich. Bartosz do niczego się nie przyznaje, Dariusz nie żyje. Według aktu oskarżenia pokłócili się o pieniądze, Bartosz miał poddusić Dariusza, a potem z pomocą Daniela położyć go na torach. Dariusz był nieprzytomny, gdy przejechał go pociąg. Czwarty z mężczyzn opowiedział o wszystkim policjantom.
Prokuratura Rejonowa w Mikołowie skierowała do Sądu Okręgowego w Katowicach akt oskarżenia w sprawie śmierci 24-letniego Dariusza z Orzesza.
Z ustaleń śledczych wynika, że Dariusz został zamordowany.
Leżał na torach
Policjanci brali pod uwagę różne wersje zdarzeń. Bliscy zmarłego wykluczali samobójstwo. - Darek był przyjazny, uśmiechnięty, nigdy żadnych bójek, zatargów. Chciał skończyć studium magisterskie i zawsze wracał do domu z imprez - opowiedziała nam siostra zmarłego.
Nie mylili się. Śledczy szybko znaleźli dowody na to, że 24-latek został zamordowany. - Nie zginął na skutek nieszczęśliwego wypadku, a celowego działania osób trzecich. Wobec zatrzymanych mężczyzn, którzy usłyszeli już zarzuty, sąd rejonowy zastosował środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na trzy miesiące - mówiła nam dziewięć dni po tragedii Ewa Sikora, rzeczniczka mikołowskiej policji.
Świadek
Ale mieli świadka, który wszystko widział.
Feralnej nocy na dworcu w Mikołowie, oprócz Dariusza, miało znaleźć się trzech mężczyzn. Kamery zarejestrowały ich wcześniej w innych częściach miasta. Wedle ustaleń śledczych, spędzili razem kilka godzin, kupowali alkohol w sklepach, pili go razem. Na dworcu 24-latek pokłócił się o pieniądze ze starszym o trzy lata Bartoszem. - 27-latek poddusił 24-latka, co doprowadziło tamtego do utraty przytomności - relacjonuje Maria Zaręba, prokurator rejonowy w Mikołowie.
Następnie z pomocą 42-letniego Daniela mieli ułożyć Dariusza na torach, by upozorować samobójstwo. Wyniki sekcji zwłok wykazały, że zmarł wskutek obrażeń spowodowanych potrąceniem przez pociąg.
Śledczym opowiedział o tym czwarty z mężczyzn. Według prokuratury był potem zastraszany przez 27-latka i 42-latka, by zmienił zeznania. Młodszy z oskarżonych miał go nawet pobić.
Bartosz do dzisiaj nie przyznaje się do zabójstwa i zacierania śladów. - 42-latek złożył wyjaśnienia, przedstawiając korzystniejszą dla siebie wersję zdarzeń. Powiedział, że myślał, że kładą na torach ciało, a nie żywego człowieka - mówi Zaręba.
27-latek oskarżony jest o zabójstwo, 42-latek o utrudnianie postępowania karnego. Obaj stoją też pod zarzutem bezprawnego wywierania wpływu na świadka zdarzenia, ale tylko Bartosz odpowie za spowodowanie obrażeń ciała u świadka.
Młodszemu grozi nawet dożywocie, starszemu do 10 lat więzienia.
Nie chciał nikogo budzić
Miał potem dzwonić po ojca, żeby po niego przyjechał. - Ale też często nie dzwonił, żeby nikogo nie budzić. Spał wtedy u kolegi i wracał sam - mówiła nam siostra Dariusza.
Pierwszy pociąg do Orzesza miał o 4.27, czyli powinien już wtedy znajdować się na dworcu. Co się wydarzyło wcześniej? Siostra Dariusza twierdzi, że jej brat nie znał mężczyzn, którzy zaczepili go po drodze na dworzec, a potem położyli go na torach.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja