Tata usłyszał krzyk, zobaczył w ogrodzie rannego syna obok odpalonej kosiarki. Wziął go do szpitala, ale karetka wyjechała im naprzeciw, a potem na rondzie wylądował helikopter medyczny. 11-letni chłopiec miał odcięte cztery palce u dłoni, oprócz kciuka. Spod Cieszyna trafił do szpitala w Katowicach, a stamtąd do Otwocka.
Policja w Cieszynie wyjaśnia okoliczności wypadku, do którego doszło na prywatnej posesji w pobliskiej wsi Drogomyśl 27 czerwca przed godziną 19.
- Tata usłyszał krzyk w ogrodzie. Zauważył tam rannego syna. 11-letni chłopiec miał odcięte cztery palce. Obok dziecka stała odpalona kosiarka do koszenia trawy - przekazuje pierwsze ustalenia Krzysztof Pawlik, rzecznik cieszyńskiej policji.
Policjanci ustalają, kto uruchomił kosiarkę, czy chłopiec kosił trawę, czy był obok niego ktoś dorosły.
- Ojciec zabrał chłopca do szpitala swoim samochodem - mówi Pawlik. Jednak nie dojechali do szpitala, zespół pogotowia wyjechał im naprzeciw i opatrzył chłopca w karetce. Medycy wezwali Lotnicze Pogotowie Ratownicze, które lądowało w Cieszynie na rondzie w ciągu ulicy Katowickiej, w pobliżu zjazdu na drogę ekspresową S52.
Cztery palce ucięte, został kciuk
Śmigłowiec przetransportował 11-latka do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Jeszcze w trakcie transportu katowicka lecznica skontaktowała się ze szpitalem specjalistycznym w Otwocku na Mazowszu, który tego dnia jako jedna z dwóch placówek w kraju miał dyżur replantacyjny (w sumie w Polsce jest sześć takich szpitali, GCZD do nich nie należy).
Otwock wyraził zgodę na przyjęcie chłopca. GCZD w ciągu godziny wykonało u dziecka wszystkie niezbędne badania obrazowe i laboratoryjne. 11-latkowi podano środki przeciwbólowe, zaopatrzono i unieruchomiono ranę.
- Chłopiec miał ucięte cztery palce prawej dłoni, całe, na wysokości kostek dłoni. Nie stracił kciuka, co jest pocieszające, nawet gdyby z jakiegoś powodu nie udało się przyszyć palców. Dzięki kciukowi dłoń będzie nadal chwytna - mówi Wojciech Gumułka, rzecznik GCZD,
Palce zawinąć w gazę, włożyć do szczelnego woreczka, woreczek do lodu
Transport z Pyrzowic do Warszawy odbył się na pokładzie samolotu LPR. Z lotniska do Otwocka chłopiec pojechał karetką. Został dostarczony do szpitala wraz z uciętymi palcami, które - jak opisuje GCZD - zostały prawidłowo zabezpieczone.
Jak czytamy w poście na profilu facebookowym lecznicy, palce nie były bezpośrednio w wodzie czy lodzie, "ale owinięte w jałową gazę i włożone do szczelnej torebki, zanurzonej w wodzie z lodem". GCZD podkreśla, że "dzięki temu palce były w suchym środowisku, co zwiększa szanse na udaną replantację".
- Gdyby palce były bezpośrednio w wodzie czy lodzie, tkanka by namokła i straciła pierwotną strukturę, co znacznie utrudniłoby lub nawet uniemożliwiło replantację. Podobnie podziałałby kontakt z czymś bardzo zimnym, z lodem, przez folię. Oczywiście palce musiały być w foliowej, szczelnej, suchej torbie, ale dzięki zawinięciu palców w gazę ten kontakt z lodem był osłabiony - wyjaśnia Gumułka.
Zapytaliśmy szpital w Otwocku, czy replantacja się udała. Czekamy na odpowiedź.
Policja: pracujesz w ogrodzie, skup się na tej pracy
- Bez względu na okoliczności wypadku, doszło do poważnego uszkodzenia dłoni, dlatego jak zawsze w podobnych sytuacjach apelujemy o to, by podczas prac ogrodowych skupić się wyłącznie na tej pracy, by wszystko było wykonane prawidłowo i bezpiecznie. Nie tylko pracując z narzędziami z silnikiem, ale także na przykład przy wchodzeniu na drabinę - podkreśla rzecznik policji Krzysztof Pawlik.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Sylwia Pieczonka