Kierowca wyjaśniał policjantom, że chciał po prostu przewieźć rodzinę. Zabrał do bmw żonę i wszystkie swoje dzieci, a ma ich ośmioro. Mama - w dziewiątej ciąży - wsiadła do tyłu, jedno dziecko wzięła na kolana, drugie zajęło miejsce z przodu, obok taty, pozostałe zaś - wszędzie, gdzie się dało, także na podłodze. Żadne nie miało fotelika czy choćby zapiętych pasów. Tata nie miał zaś prawa jazdy, a auto z powodu stwierdzonej usterki, nie miało prawa znaleźć się na drodze. Zdumieni tym wszystkim policjanci nakręcili film.
To była zwykła kontrola drogowa. Policjanci w Chorzowie, tak jak w całej Polsce, prowadzą wzmożone kontrole z powodu wyjazdów na wakacje.
W niedzielę zatrzymali osobowe bmw. - I to, co zobaczyli w środku, to był dramat - opowiada Sebastian Imiołczyk, rzecznik policji w Chorzowie.
36-latek przewoził żonę i ośmioro swoich dzieci w wieku od dwóch do 15 lat. - Te dzieci były wszędzie, także na podłodze - mówi Imiołczyk.
Bez pasów, bez prawa jazdy, z usterką
Mama - w dziewiątej ciąży - siedziała z tyłu, trzymając na kolanach jedno z dzieci, z przodu siedziało kolejne dziecko. Ani jedno nie było w fotelikach, choć aż pięcioro powinno w nich być. Żadne nie miało zapiętych pasów.
Imiołczyk: - Kierowca właściwie nic nie wyjaśniał policjantom. Mówił, że po prostu chciał przewieźć rodzinę.
Trudno nazywać 36-latka kierowcą. Okazało się, że na domiar wszystkiego nie miał prawa jazdy i nigdy takich uprawnień nie posiadał.
Natomiast auto nie miało aktualnego przeglądu technicznego. Prawdopodobnie dlatego, że wykryto w nim usterkę, cofając przy tym dowód rejestracyjny do czasu naprawy. - To auto nie miało prawa poruszać się po drodze - podsumowuje krótko Imiołczyk.
Maksymalne mandaty
Bmw zostało odholowane na policyjny parking, rodzina zaś musiała wracać do domu komunikacją publiczną. Ojciec został ukarany maksymalnymi mandatami - czyli po 1000 złotych - za dwa wykroczenia: jazdę bez uprawnień niesprawnym pojazdem oraz przewożenie ludzi w nieodpowiedni sposób.
W sumie rodzinna przejażdżka kosztowała go dwa tysiące złotych, a mogła skończyć się znacznie gorzej - śmiercią lub kalectwem własnych dzieci. Imiołczyk podkreśla, że najdrobniejsza kolizja czy gwałtowne hamowanie przy przewożeniu osób w taki sposób, może skończyć się tragicznie. - One stanowiły zagrożenie dla siebie nawzajem - wyjaśnia policjant.
Autor: mag/ ks / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Śląska Policja