Rozumiem, trzymać jedną małpkę, ale siedem? Były w klatkach dla ptaków, każda w osobnej. A one lubią być w parach i po drzewach skakać. Tuliły się do opiekunki, bo nikogo innego nie mają. Powinniśmy od razu je odebrać, ale nie mamy dokąd - mówi przedstawicielka Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Bytomiu, które w środę podjęło z policją i lekarzem weterynarii nietypową interwencję.
W środę, 14 września, Stefania Hitnarowicz z TOZ w Bytomiu interweniowała w tym mieście wraz z powiatowym lekarzem weterynarii z Katowic i w asyście policji w mieszkaniu 48-letniej kobiety w kamienicy. Obrończyni zwierząt przyznaje, że takiej interwencji nie miała nigdy w życiu.
- Rozumiem, trzymać jedną małpkę dla przyjemności, ale siedem? - mówi.
Lekarz weterynarii naliczył, że było tam siedem małp szerokonosych: kapucynka czubata, uistiti białoucha, tamaryna złotoręka i cztery tamaryny białoczube.
- Mieszkanie było duże, około stumetrowe. Ale to nie są warunki dla takich zwierząt. Małpy były w klatkach dla ptaków, każda w osobnej. A one lubią być w parach i po drzewach skakać - opisuje Hitnarowicz.
Kupiła małpy w internecie
48-letnia kobieta miała tłumaczyć interweniującym, że kupiła małpy na portalach internetowych i od innych ludzi, a dwie z nich rozmnożyła. Wyjaśniała, że nie trzyma ich razem, bo się gryzły i drapały. - Zapewniała, że wypuszcza je z klatek - mówi Hitnarowicz. Nie uwierzyła kobiecie. - Klatki stały w pokoju dzieci, bo ta pani ma dwójkę dzieci. Na półkach było pełno bibelotów. Gdyby małpy były wypuszczane, te bibeloty by pospadały.
W dodatku w tym mieszkaniu są jeszcze papuga ara, dwa koty i pięć psów, w tym owczarek niemiecki i dog. - Był jeszcze legwan, ale odszedł - mówi Hitnarowicz.
Za małe klatki, za mało słońca i złe odżywianie
Powiatowy lekarz weterynarii uznał, że towarzystwo psów i kotów nie jest dla małp nieodpowiednie. "Małpy tych gatunków można trzymać w domach i rozmnażać, pod warunkiem, że prowadzona jest legalna hodowla (odpowiednia rejestracja). Można je zakupić, pod warunkiem, że posiadają odpowiednie dokumenty" - czytamy w mailu od lekarki weterynarii Karoliny Bednarek-Warzybok, starszego Inspektora do spraw ochrony zwierząt i materiału biologicznego w katowickim Powiatowym Inspektoracie Weterynarii.
Lekarka dodała, że 48-latka nie posiadała wymaganych dokumentów. Interweniujący dali jej dwa tygodnie na ich dostarczenie.
Ponadto w tym czasie musi zapewnić małpom odpowiednie warunki: większe klatki, stosowną dla tych gatunków karmę i dostęp do światła słonecznego. Wszystkich tych rzeczy w środę brakowało.
"W przypadku gdy właścicielka nie spełni zaleceń z kontroli i nie zapewni ww. warunków małpy zostaną odebrane zgodnie z przepisami Ustawy o ochronie zwierząt, a o tym gdzie zostaną umieszczone zdecyduje Prezydent Miasta Bytomia" - poinformował nas PIW.
- Kobieta nazywała małpy swoimi dziećmi, mówiła, że je kocha. Tuliły się do niej, a w stosunku do obcych ludzi były agresywne. Tuliły się, bo nie mają nikogo innego. Powinniśmy od razu je odebrać, ale nie mamy dokąd - przyznaje Hitnarowicz.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja