Pani Zofia w maju skończyła 90 lat. Ręce ma już słabe, ale wzięła do ręki broń pewnie, bez strachu. Na 30 oddanych strzałów, 16 razy trafiła w tarczę. Bez okularów. Marzyła o tym od młodości.
Pani Zofia od dwóch lat mieszka u syna w Bieruniu i uczestniczy w zajęciach tamtejszego dziennego domu "Senior+". – Ja to nazywam przedszkolem starych bab. Jestem tu szczęśliwa – śmieje się kobieta. – W domu jest inny tryb życia, każdy coś musi załatwić, dzieci jedno, drugie idą do roboty, wnuk do szkoły, jak wróci musi się uczyć, a tutaj siedzimy, dużo rozmawiamy.
W domu dla seniorów są osoby, które mają od 63 do 92 lat, pani Zofia w maju skończyła 90. Spacerują, plotą wianuszki, mają zajęcia z fizjoterapeutą, z psychologiem, z policjantami. – To profilaktyczne spotkania o zagrożeniach, o przemocy domowej, oszustwach metodą na wnuczka, czasami seniorzy zaproponują temat, na przykład czy można urządzać grilla w ogródku – opisuje Katarzyna Szewczyk, rzeczniczka bieruńskiej policji.
Na ostatnim spotkaniu pani Zofia powiedziała policjantom, że "jeszcze by postrzelała przed śmiercią". - To wyszło spontanicznie. Pierwszy raz nasza seniorka powiedziała tak otwarcie o swoich marzeniach - mówi Renata Kloska, koordynatorka domu "Senior+"
Pani Zofia: - Żartem to powiedziałam, a oni takie halo z tego zrobili.
Cała tarcza była zbita
Policjanci potraktowali sprawę poważnie. Załatwili wejście na strzelnicę sportową w Bieruniu.
Nie tylko pani Zofia była tym zaskoczona. – Słyszy się, że policja spełnia marzenia, ale marzenia dzieci – mówi Renata Kloska. – W strzelnicy powiedzieli, że ich najstarszy klient miał 81 lat i był to mężczyzna. Kobiety zdarzają się dużo rzadziej i są młode – mówi Katarzyna Szewczyk.
- Ani ja ani moi bracia o niczym nie wiedzieliśmy. Któregoś dnia zadzwonili z tego domu opieki, że Zosia jedzie na strzelnicę, bo marzy o tym, żeby postrzelać – mówi pan Piotr, który towarzyszył mamie w spełnianiu marzenia.
- Mama ręce ma już słabe, ale wzięła do ręki broń pewnie, bez strachu. Na 30 oddanych strzałów, 16 było celnych. 16 razy trafiła w tarczę. Na twarzy miała banan od ucha do ucha, a na drugi dzień w domu pomocy, jak tylko wysiadła z auta, zaraz zaczęła opowiadać, jak to strzelała i że się nie boi – opowiada syn.
- Nie liczyłam, ile razy, ale dużo strzelałam i dużo trafiłam. Bez okularów – zaznacza 90-latka. – Pierwszy strzał poszedł w górę, nie wiadomo gdzie, może panu Bogu w okna. Potem brałam cel pod spód, żeby trafić. Cała tarcza była zbita, kupa dziur. Jestem z siebie zadowolona. Dobrze strzelałam. Zrobiłam to z przyjemnością. Uznaję to za przygodę. Dziękuję policjantom.
Mówili na nią "major Zośka"
Pani Zofia miała już wcześniej broń w ręce. Ona i jej syn inaczej to pamiętają. - Mama pracowała w ochronie zakładu. Chodziła z bronią przy sobie – wspomina pan Piotr. - Tylko kilka dni nosiłam broń, potem przenieśli mnie na inny dział – wspomina pani Zofia.
Pan Piotr: - Na mamę mówili nawet major Zośka. Dużo ćwiczyła na strzelnicy, wujek ją do tego motywował.
Pani Zofia: - Wujek raz mnie zabrał na strzelnicę. Raz w życiu strzelałam.
Ale w jednym są zgodni: strzelanie to było marzenie pani Zofii od młodości. – Brat całe życie spędził w wojsku, mieliśmy jednakowe talenty. Ale kiedy ja dorastałam, nie brali kobiet do wojska ani do policji, a potem, jak już, to na sekretarkę. Teraz kobiety mają życie okej. Gdyby tak było za mojej młodości, nie byłam gdzie indziej, jak w wojsku – opowiada 90-latka.
Jej życie to było wychowywanie trójki synów, a po pracy zarobkowej, praca w gospodarstwie. Wszystko w domu musiała robić, "od noża do kosy". Krowy, świnie, konia oporządzić, zasiać, zaorać, ugotować dzieciom.
Teraz dużo czyta, bez okularów. Lubi kryminały. Nie pamięta tytułu ostatniej książki, bo był bardzo długi, a ona - jak sama przyznaje – pamięć już ma gorszą od wzroku, ale odkąd przeprowadziła się do syna, w dwa lata przeczytała wszystkie kryminały, jakie miał w domu, kilkadziesiąt pozycji. Teraz więc wybiera się do biblioteki.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja