"Jak mamy robić porwanie, to najbardziej kulturalnie w historii". Przed sądem "mózg" gangu

Grzegorz P. przyznał się, że to on obmyślał plan porywania ludzi
Sędzia odczytuje wyjaśnienia Grzegorza P.
Źródło: TVN 24 Katowice

Udawali policjantów, mieli broń, ale - jak twierdzi szef gangu - nie znęcali się nad porwanymi ludźmi. Zaraz po zdobyciu okupu wypuszczali ich na wolność. Zarobili w ten sposób 4,5 mln zł. Grzegorz P. przyznał się do zarzutów i dokładnie wyjaśnił swój plan spłacania długów.

W Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej ruszył proces gangu porywaczy ludzi. Na pierwszej rozprawie we wtorek sędzia odczytała złożone wcześniej wyjaśnienia 45-letniego Grzegorza P.

Oskarżony przyznał się do zarzutów i jako motywację podał, że wpadł w spiralę długów. Obawiał się swojego wierzyciela, który miał mu pokazywać zdjęcia jego żony i dziecka wychodzącego z przedszkola. Dlatego postanowił zrobić "coś strasznego".

P. powiedział śledczym, że to on obmyślał plan porwania człowieka. Pozostali trzej oskarżeni mu pomagali.

Czarne kamizelki i buty, rzepy z napisem "Policja"

- Jak mamy robić porwanie, to ma to być najbardziej kulturalne porwanie w historii - tak Grzegorz miał powiedzieć wspólnikom. Przedstawiał się śledczym jako troskliwy przestępca. Prokuratura potwierdza, że nie znęcał się nad swoimi ofiarami.

Z pomocą kolegów porwał w sumie cztery osoby, w tym trzy kobiety. Wcześniej wynajął w Bielsku mieszkanie, gdzie miały być przetrzymywane. Kupił - między innymi w sklepie militarnym - ubrania, które miały imitować strój policjanta. Kaski, czarne kamizelki, czarne wysokie wiązane buty, rzepy z napisami "Policja". Upatrzone wcześniej ofiary zatrzymywał do kontroli drogowej.

- Po to był ten cyrk z przebieraniem, żeby porwanie przebiegało łagodnie - wyjaśniał. Ale nie zapomniał wyposażyć się w broń. Karabinki na kulki i pistolet ukrył po wszystkim na bielskim lotnisku pod śmigłem.

Był przez jakiś czas sąsiadem ostatniej z ofiar - 43-letniej żony biznesmena. Stąd wiedział, że rodzina jest majętna i może zapłacić okup. Sędzia odczytała obszerne wyjaśnienia P., jak wyglądało porwanie tej kobiety.

Grzegorz P. był mózgiem gangu porywaczy
Grzegorz P. był mózgiem gangu porywaczy
Źródło: TVN 24 Katowice

Łóżko, dostęp do toalety, jedzenie i prasa

Jak twierdzi P., dawna sąsiadka miała być porwana kilka dni wcześniej, ale gdy zauważył, że została w domu z dzieckiem, nakłonił wspólników do przełożenia terminu. Potem, już po uprowadzeniu, kazał kobiecie powiadomić o tym męża, by - jak twierdzi - zajął się ich dziećmi.

Kobieta stanęła na poboczu, wyłączyła silnik, podeszła do policjantów, a gdy się zorientowała, że są fałszywi, rzuciła się do ucieczki. Jednak bezskutecznie. Porywacze dopadli ją, skuli i z zakrytą głową przewieźli do wynajętego mieszkania.

Wyłączyli jej telefon, a po ponownym uruchomieniu nie pamiętała kodu PIN. Auto zakopywało się w błocie. Kluczyli opłotkami, unikając kamer monitoringu.

P. zażądał od męża kobiety miliona euro. Potem dodatkowo dopłaty 200 tysięcy euro za to, że mężczyzna powiadomił policję. Po okup pojechał ze wspólnikiem w umówione miejsce na hulajnogach elektrycznych. Obserwował z oddali, czy za biznesmenem nikt nie jedzie - również za pomocą drona, kontaktując się ze wspólnikiem przez krótkofalówkę. Po odebraniu pieniędzy wypuścił uwięzioną kobietę. Jak twierdzi, podziękowała mu na koniec "za dobre traktowanie".

- W mieszkaniu było łóżko i toaleta. Dowoziłem kobiecie jedzenie, środki uspokajające, prasę. Zaaranżowałem rozmowę z mężem. Zapewniałem ją, że nic jej nie grozi, że chodzi tylko o kasę i nawet jak mąż nie zdobędzie tylu pieniędzy, zostanie wypuszczona - twierdzi P.

Ostatecznie mąż kobiety przekazał 3,1 miliona złotych. P. miał wziąć dla siebie 1,7 mln, a resztę dać wspólnikom do podziału. Większość okupu udało się odzyskać.

Porywacze przebierali się za policjantów, teraz zasiedli na ławie oskarżonych
Porywacze przebierali się za policjantów, teraz zasiedli na ławie oskarżonych
Źródło: TVN 24 Katowice

W sumie zdobyli 4,5 mln zł

Gang działał w latach 2014-2017 w Bielsku i okolicach. W skład grupy prócz Grzegorza P. wchodzili Janusz C., Sławomir G. i Jacek S. W sumie zdobyli w ten sposób 4,5 mln zł. Ścigało ich około 200 policjantów. Zostali zatrzymani w listopadzie 2017 roku.

Wszyscy oskarżeni przyznali się do zarzucanych im czynów, czyli do udziału w grupie przestępczej i porwań, a także innych przestępstw, jak rozboje (napady rabunkowe na sklepy i wypożyczalnię filmów), posługiwanie się fałszywymi dokumentami i do posiadania narkotyków.

Siedzieli już w więzieniu - tam się poznali. Teraz grozi im od 3 do 15 lat pozbawienia wolności.

Autor: mag//ec//kwoj / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: