Finał sprawy Mirosława Jamry i drugiego dziennikarza z Bielska-Białej. Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu zarzucała im podżeganie policjantów do ujawniania tajemnicy służbowej. W obronie Jamry stanęło wielu publicystów, a pomoc prawną zaoferowała mu Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Pytaliśmy Prokuraturę Krajową, na czym miałoby polegać to podżeganie. We wtorek otrzymaliśmy informację, że prokurator generalny Zbigniew Ziobro "polecił umorzyć postępowanie przeciwko dwóm dziennikarzom bielskich redakcji".
O dziennikarzu z Bielska-Białej Mirosławie Jamrze było głośno w zeszłym tygodniu. Sprawę zarzutów, które postawiła mu Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu, nagłośniła jego była redakcja bielsko.biała.pl. Za Jamrą wstawiło się wielu publicystów, między innymi Andrzej Andrysiak, szef Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. My również pisaliśmy o Jamrze, jako pierwsi podaliśmy informację, że dziennikarza będzie bronić Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
W piątek o Jamrę pytaliśmy Prokuraturę Krajową. Prosiliśmy między innymi o wyjaśnienie, na czym miałoby polegać podżeganie policjantów do udzielenia informacji, szczególnie w wykonaniu dziennikarza. Dzisiaj dostaliśmy krótką odpowiedź. Okazuje się, że Jamro będzie oczyszczony z zarzutów. Z informacji Prokuratury Krajowej wynika w dodatku, że podobny zarzut usłyszał jeszcze jeden dziennikarz z Bielska, którego sprawa ma być również umorzona.
- Prokurator generalny Zbigniew Ziobro w oparciu o wyniki zleconej przez Prokuraturę Krajową analizy sprawy Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu, polecił umorzyć postępowanie przeciwko dwóm dziennikarzom bielskich redakcji podejrzanym o podżeganie funkcjonariuszy policji do przekroczenia uprawnień i ujawniania tajemnicy służbowej - przekazał nam we wtorek Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej.
- To kończy sprawę. Nie będzie zarzutów wobec dziennikarzy, nie będą mieli sprawy w sądzie - dodał prokurator.
Zarzut podżegania policjantów do ujawnienia tajemnicy
Jamro usłyszał zarzuty 9 czerwca bieżącego roku. Jak mówił nam rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu Waldemar Łubniewski, był to wątek "dużej sprawy policyjnej". Podejrzanych jest kilkunastu policjantów.
- Przedmiotem śledztwa są zachowania funkcjonariuszy policji, polegające na przekroczeniu uprawnień poprzez odstąpienie od ukarania mandatem karnym oraz nałożenia punktów karnych na sprawcę wykroczenia drogowego, na skutek bezprawnie wydanego polecenia, jak również - i to jest drugi wątek - przekroczenia uprawnień poprzez ujawnienie osobie nieuprawionej informacji stanowiącej tajemnicę prawnie chronioną, którą funkcjonariusze uzyskali w związku z wykonywaniem czynności służbowych – mówił Łubniewski.
Dziennikarz ścigany był pod zarzutem "podżegania funkcjonariuszy komendy policji w Bielsku-Białej do dokonania przestępstw przekroczenia uprawnień, to jest do ujawnienia osobie nieuprawnionej, czyli Mirosławowi J., informacji stanowiących tajemnice prawnie chronione, które funkcjonariusze uzyskali w związku z wykonywaniem czynności służbowych, a które to informacje były następnie publikowane na łamach prasy". Jak przekazał nam Łapczyński, zarzut dla drugiego dziennikarza brzmiał podobnie.
Jamro miał dopuścić się tych przestępstw dwukrotnie: w lipcu 2020 roku oraz na przełomie lutego i marca 2021.
Śledztwo trwa już ponad rok
Mirosław Jamro był dziennikarzem w bielskich mediach ponad 10 lat., do września zeszłego roku. Nie może mówić o przebiegu śledztwa, dotąd nie dostał formalnej informacji o umorzeniu. Gdy po raz pierwszy pisaliśmy o jego sprawie, opowiedział nam o swojej pracy. Fotografował i pisał. Jeździł do wypadków drogowych i pożarów. Nie czekał na informacje od rzeczników prasowych, rozmawiał na miejscu ze świadkami, policjantami, strażakami. Czasami był na miejscu kilka godzin, aż funkcjonariusze zakończą akcję. W rozmowie z nami podkreślał, że tylko pytał, a jeśli policjanci czy strażacy odmawiali odpowiedzi, odpuszczał. Zapewniał, że nic im za to nie dawał.
- Nie siedziałem przy kawie za biurkiem, kopiując komunikaty policyjne. 98 procent informacji pozyskiwałem sam – mówił Jamro. Co robił, jak funkcjonariusze nie chcieli z nim rozmawiać? - Wtedy odpuszczałem. Nie było mowy o żadnych łapówkach, gadżetach. Zawsze pytałem w ten sam sposób, o okoliczności. Dlatego jestem zaskoczony zarzutami. Starałem się pisać rzetelnie – mówił.
Pytany przez nas sosnowiecki prokurator nie wyjaśnił, na czym miałoby polegać podżeganie policjantów do mówienia. Łubniewski tłumaczył, że śledztwo jest w toku. Jak wynika z informacji na stronie prokuratury w Sosnowcu - trwa już ponad rok. Pierwsi czterej policjanci z bielskiej drogówki, komendant jednego z komisariatów oraz osoba cywilna zostali zatrzymani 30 marca 2021 roku.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że zatrzymana wtedy osoba cywilna to także pracownik mediów (trzeci w sprawie). Ale usłyszał inny zarzut niż oczyszczeni właśnie dziennikarze - miał namawiać policjantów do niewypisywania mandatów za wykroczenia drogowe. Jak informowała w maju 2021 roku "Gazeta Wyborcza", pisząc o tym śledztwie, nie była to korupcja.
"Dziennikarz musi zadawać pytania, na tym polega jego zawód"
Sprawa Jamro wywołała dyskusję o pracy dziennikarza.
- Granica między pytaniem a nakłanianiem do odpowiedzi jest nieostra. Nawet w przypadku zabójstwa, żeby doszło do nakłaniania, sprawca musi coś zrobić, niż tylko wypowiedzieć zachętę, sugestię – mówił nam Mikołaj Małecki z Katedry Prawa Karnego na Uniwersytecie Jagiellońskim.
- Sytuacja dziennikarza jest specyficzna, bo ten zawód czasami wymaga, że trzeba rozmówcę docisnąć, by uzyskać informację. Nie można mówić o nakłanianiu, jeśli dziennikarz ponawia pytanie, ponagla do odpowiedzi, argumentuje, dlaczego ktoś powinien mu odpowiedzieć. Nie można w takiej sytuacji mówić o karalnym zachowaniu, bo to by bardzo zamrażało możliwość działania dziennikarskiego – podkreślał karnista.
- Ewidentnie musiałby dziennikarz zrobić coś więcej poza formułowaniem pytań, na przykład zaproponować: zapłacę panu, jak udzieli mi pan informacji zastrzeżonych albo jakieś korzyści osobiste: nie będę o panu pisać źle, jak mi pan powie, co się działo za zamkniętymi drzwiami, wejść w taki układ - wyjaśniał.
- Dziennikarz musi zadawać pytania, na tym polega jego zawód. Od osoby pytanej, w tym przypadku od policjanta zależy, czy przekaże informacje. To policjant musi wiedzieć, czy są to informacje objęte tajemnicą. Dziennikarz nie musi tego wiedzieć, zwłaszcza że prokurator ma swobodę decydować, co ujawnić, a co nie. Nie można nakładać większych obowiązków na pytającego niż na pytanego, bo dochodzimy do absurdu, że samo formułowanie pytania staje się przestępstwem – zauważył Małecki.
Jak mówił, "dziennikarz ma prawo pytać, a osoba pytana ma prawo odmówić odpowiedzi". - Tą relacją nie powinno się interesować prawo karne, zwłaszcza jeśli mówimy o dziennikarzu, który przygotowuje w ten sposób materiał w ramach swojej działalności zawodowej - podsumował karnista.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: bielsko.biala.pl