Praca w policji to służba niełatwa i obfitująca w niestandardowe akcje. Przekonali się o tym funkcjonariusze z Giżycka, którzy najpierw "spacerowali" z bobrem, a następnie eskortowali stado pędzących rumaków. – To nie był normalny tydzień – przyznał w rozmowie z tvn24.pl rzecznik giżyckiej policji.
Najpierw na ulicach mazurskiego miasteczka (14 km kwadratowych powierzchni, 29 487 mieszkańców), spokojnie czekającego na zbliżający się wielkimi krokami sezon turystyczny, pojawił się bóbr. Zwierzę z nieznanych bliżej powodów zrezygnowało ze swojego naturalnego, wodnego środowiska i postanowiło liznąć trochę miejskiego życia. Nocnego życia, dodajmy. Wszystko zarejestrowały kamery monitoringu.
Około północy spacerujące zwierzę zauważył jeden z mieszkańców Giżycka, taksówkarz pan Zbigniew. - Zdębiałem, nie przypuszczałem, że bobry są takie duże. Wydawało mi się, że są wielkości kota, a ten był dużo większy. Pomyślałem, że jak dopadną go bezpańskie psy, to będzie po nim, więc zadzwoniłem na policję – relacjonuje w rozmowie z „Gazetą Olsztyńską”.
- Zgłoszenie mieliśmy około pół godziny po północy. Policjanci pojechali i zobaczyli tego bobra. Następnie, z pomocą straży miejskiej, eskortowali go do Kanału Giżyckiego. Głównymi ulicami, jak przystało na bobra – opowiada nam Jarosław Sroka, rzecznik giżyckiej policji. Gryzoniowi nie spieszyło się, szedł statecznie, zatrzymując się od czasu do czasu. Zapewne kontemplował otoczenie. Cała przechadzka w policyjnej asyście trwała około pół godziny.
– W końcu bóbr wskoczył do kanału, w podzięce zrobił dwa fikołki i odpłynął – relacjonuje Sroka. Czy wróci, nie wiadomo. W każdym razie zawsze może liczyć na eskortę z powrotem do rzeki.
Jeszcze funkcjonariusze nie ochłonęli po przygodzie z bobrem, a już musieli stawić czoła stadu koni, które wybrało wolność na ulicach Giżycka. Konie także preferowały nocną porę, za co niewątpliwie byli im wdzięczni kierowcy, jako że stado przegalopowało przez całe miasto.
Policjanci, tym razem radiowozem, towarzyszyli 12 rumakom z pobliskiej stadniny w ich miejskiej ekspedycji. Tym razem żadnych radykalnych kroków nie podjęli. Poczekali na pracownika stadniny, który przygalopował z odsieczą i wraz z pomocnicą zgarnął konie z ulic miasta. Za niedopilnowanie zwierząt czeka go rozprawa przed sądem grodzkim.
Źródło: tvn24.pl, "Gazeta Olsztyńska"
Źródło zdjęcia głównego: "Gazeta Olsztyńska", miejski monitoring