Lato w pełni, słońce niemiłosiernie praży i trudno znaleźć przyjemnie chłodne miejsce. Nam takie miejsce udało się na szczęście znaleźć - 4 km nad ziemią...
Na oddaloną o 50 km od centrum miasta strefę spadochronową warszawskiego aeroklubu docieramy z samego rana. Na lotnisku czeka już cel naszej wyprawy - nowozelandzki samolot PAC 750 XL skonstruowany z myślą o skoczkach - dla przeciętnego polskiego spadochroniarza przyzwyczajonego do przestarzałych „antków” to prawdziwa limuzyna. Do Warszawy maszyna przyleciała zaledwie na kilka dni aż z Nowej Zelandii.
Nie jesteśmy pierwsi, na miejscu już kręci się kilkudziesięciu miłośników podniebnego szaleństwa. Chcą na własnej skórze przekonać się o możliwościach maszyny, która od początku projektowana była z myślą właśnie o nich. Prosta, wytrzymała konstrukcja, właściwości STOL (krótki start i lądowanie) oraz możliwość operowania z lotnisk trawiastych czynią z PAC'a idealnym samolotem do zrzutów.
Pilot samolotu nie ma czasu na wytchnienie. Na pokład błyskawicznie pakuje się pierwsza grupa – do końca dnia samolot za każdym razem będzie startował z kompletem każdy lot skoczków. Dzięki uprzejmości "szefostwa" strefy my również możemy wejść do samolotu i zarejestrować to, co zwykli śmiertelnicy widzą tylko z ziemi
Zajmujemy miejsce w głębi kabiny – tym razem nie zamierzamy opuszczać samolotu w trakcie lotu. Za ostatnim skoczkiem zamykają się drzwi, maszyna kołuje na pas startowy i po krótkim rozbiegu wznosi się w powietrze. Pilot pewnie prowadzi samolot, chwilami sprawiając wrażenie znudzonego lotem. Cóż, dla niego to tylko kolejny lot, dla nas i spadochroniarzy - niesamowite przeżycie.
Przez kilkanaście minut wzbijamy się na pułap, z którego rozpocząć się desant. Wraz ze wzrostem wysokości, wyczuwa się coraz większe podniecenie w zajętej przez skoczków części kadłuba. Ożywione rozmowy zagłusza jednak ryczący silnik samolotu.
Zanim samolot osiąga wymagany pułap, wszyscy mają już kaski na głowach i gogle na oczach. Na koniec wymiana spadochronowych pozdrowień, sygnał świetlny, otwarcie drzwi i … w ciągu minuty zostajemy na pokładzie sami z pilotem.
Po chwili nad lotniskiem ukazują się kolorowe czasze spadochronów i w ciągu kilku minut wszyscy skoczkowie lądują bezpiecznie. Teraz, gdy przestrzeń nad lotniskiem jest już pusta, czas na lądowanie samolotu. Pilot szybko i pewnie sprowadza maszynę na ziemię. Gdy kołujemy do miejsca postojowego, do samolotu już wyrusza kolejna grupa skoczków,.
Źródło: tvn24.pl, policja KSP