Chiny starają się kontrolować możliwie dużo sfer życia swych obywateli. Ale tak daleko władze jeszcze nie poszły - chcą kontrolować to, co dzieje się po śmierci.
Buddyzm zakłada, że wszystkie istoty żywe na świecie mają swoją duszę, która wędruje po świecie i wciela się w kolejne stworzenia. Raz jesteś prezydentem, a raz np. żabą. Chiny postanowiły postawić szlaban na drodze do duchowego odrodzenia i nakazały składanie podań o reinkarnację w ministerstwie do spraw religii.
Najbardziej dotknięci tą decyzją są tybetańscy mnisi, którzy i tak permanentnie czują na sobie oddech chińskiego smoka. Kwestia nowego przepisu może być o tyle istotna, że według buddyjskich wierzeń także dusza pierwszego Dalajlamy podróżuje po świecie i odradza się w kolejnych ludziach. Gdy mnisi odnajdą taką osobę i upewnią się, że to faktycznie nowe wcielenie świętego - staje się on kolejnym Dalajlamą, duchowym i po trochu politycznym przywódcą Tybetu.
Widać urzędnicy naczytali się "Pana Światła" Rogera Zelaznego. W powieści ten, kto zirytował władze, nie mógł po reinkarnacji zostać nikim ważnym i dostawał niezwykle brzydkie ciało.
Źródło: Dziennik.pl, PAP