Okazuje się, że śmierć nie stanowi przeszkody w podjęciu pracy. Przynajmniej według włoskich urzędników, którzy postanowili przyjąć na posadę woźnego zmarłego 15 lat temu mężczyznę.
Niesłychaną historię powolności biurokracji opisuje włoski dziennik "La Stampa".
W 1975 roku Antonio Giannitti po przyjeździe z Neapolu do stolicy Piemontu złożył w tamtejszym kuratorium wniosek o zatrudnienie go jako szkolnego woźnego. Ponieważ nie otrzymał wówczas tej posady, znalazł zatrudnienie gdzie indziej. Niestety, w 1992 r. zmarł na zawał. Ale to nie koniec jego przygody z niedoszłym pracodawcą.
Przed kilkoma dniami jego syn Fabio otrzymał telegram, adresowany do ojca. Turyńskie kuratorium zawiadomiło go o pozytywnym rozpatrzeniu wniosku o przyjęcie do pracy w szkole. Poinformowało nawet, że może wybrać spośród kilku proponowanych mu placówek.
Syn poszedł do władz oświatowych, by wyjaśnić tę, jak podkreśla, "anomalię". Ale w kuratorium usłyszał, że wszystko jest w porządku, bo skoro ojciec, znalazłszy inną pracę, podania nie wycofał, uznano, że wciąż jest zainteresowany posadą woźnego.
- Nie sposób skontrolować, czy wszyscy kandydaci wciąż żyją - powiedział włoskiej gazecie szef miejscowego wydziału oświaty.
Źródło: PAP, tvn24.pl