|

Nawet jeśli ciało wygląda na żywe, nikt już w nim nie mieszka

Aktualnie czytasz: Nawet jeśli ciało wygląda na żywe, nikt już w nim nie mieszka
Źródło: Shutterstock

Po zatrzymaniu krążenia mózg jest w stanie przeżyć tylko kilka minut, zanim dojdzie do bezpowrotnej utraty możliwości przekazywania informacji. Najbardziej energochłonny z naszych narządów w chwili śmierci robi wszystko, by przeżyć. Co dokładnie? Wyjaśnia to dr Paweł Boguszewski, neurofizjolog z Polskiej Akademii Nauk.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Mózg, a precyzyjniej ujmując, mózgowie człowieka, składające się z mózgu, móżdżku i pnia mózgu - jest najbardziej złożonym narządem w ludzkim organizmie. Szacuje się, że składa się z 86 miliardów neuronów, które tworzą około 10 biliardów połączeń. I jest to narząd, który ciągle skrywa przed ludźmi wiele tajemnic. Te tajemnice próbuje odkrywać neuronauka - interdyscyplinarna dziedzina, skupiająca się przede wszystkim na badaniu ośrodkowego układu nerwowego, korzystająca z dorobku medycyny, biologii, biofizyki, biochemii, informatyki oraz psychologii.

Najnowsze badania z zakresu neuronauki pokazują, że nasz mózg robi wszystko, co może, aby uchronić się przed śmiercią. Co dokładnie? Wyjaśnia to dr Paweł Boguszewski - kierownik Pracowni Metod Behawioralnych Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego w Polskiej Akademii Nauk. Neurobiolog na co dzień zajmuje się badaniem mechanizmów zachowania się oraz emocji. Boguszewski jest absolwentem biologii Uniwersytetu Warszawskiego, a tytuł doktorski obronił w Instytucie Nenckiego Polskiej Akademii Nauk. Był stypendystą Wydziału Psychologii Uniwersytetu Yale w New Haven. 

Tomasz-Marcin Wrona: Co dzieje się w naszym mózgu w chwili śmierci? 

dr Paweł Boguszewski: To proste pytanie, na które nie ma prostej odpowiedzi. Już sama śmierć jest zjawiskiem różnorodnym, wielowymiarowym - może być nagła lub może być skutkiem naturalnego procesu starzenia się. Nawet naturalny proces śmierci nie jest jednoznaczny i może przebiegać w różny sposób, w zależności, czy danej osobie coś dolegało, czy była zdrowa. Sam termin zdrowego starzenia się jest przedmiotem debaty naukowej. Są zwolennicy teorii mówiącej, że starzenie się jest procesem patologicznym, inni uważają, że jest coś takiego jak zdrowe starzenie się, które tak czy inaczej kończy się śmiercią. Granica długości życia homo sapiens określana jest na około 120 lat i jak na razie wydaje się być nieprzekraczalna. 

Dr Paweł Boguszewski, kierownik Pracowni Metod Behawioralnych Instytutu im. M. Nenckiego PAN
Dr Paweł Boguszewski, kierownik Pracowni Metod Behawioralnych Instytutu im. M. Nenckiego PAN
Źródło: Instytut im. M. Nenckiego PAN

Naturalny proces śmierci jest mało poznany, gdyż zwykle następuje poza laboratorium, poza możliwościami badań naukowców. O wiele więcej wiemy o śmierci w przypadkach, gdy pacjent znajdował się na oddziale intensywnej terapii, a jego funkcje życiowe były stale monitorowane. Wtedy, przy okazji dbania o dobrostan pacjenta, możemy badać proces odchodzenia. Opisywano przypadki, w których dochodziło do nagłego zatrzymania akcji serca i śmierci. Nieliczne badania pochodzą z obserwacji, gdy osoby były odłączane od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe, czyli w sytuacji, gdy stwierdzono trwały stan wegetatywny - stan, z którego nie ma już powrotu. To są jednak przypadki, których nie możemy traktować jako reprezentatywne dla naturalnej śmierci z powodu starości. 

Stosunkowo najwięcej wiemy o przypadkach, w których pierwotną przyczyną śmierci było zatrzymanie akcji serca, co za tym idzie dysfunkcji układu krążenia, którego nie dało się przywrócić. W takiej sytuacji dochodzi do bardzo szybkiego niedotlenienia tkanki mózgowej. Szacuje się, że po około czterech minutach neurony wyczerpują swoje zapasy energetyczne i to jest ten moment, kiedy zaczyna umierać mózg. Ten czas może być wydłużony poprzez obniżenie temperatury ciała. W szczególności obserwujemy to u dzieci, które są o wiele bardziej odporne na niedotlenienie. Opisywano przypadki, gdy dziecko przebywało pod taflą lodowatej wody nawet przez 40 minut i udawało się przywrócić je do życia i uniknąć nieodwracalnego uszkodzenia mózgu, wynikającego z niedotlenienia. Jednak w sytuacji utraty zasobów energetycznych neuronów dochodzi do ich depolaryzacji. 

Co to oznacza? 

Chodzi o to, że neurony są komórkami wysoko pobudliwymi, a ich rolą jest przetwarzanie informacji. By spełniać tę rolę, utrzymują na swojej powierzchni potencjał elektryczny, co wymaga bardzo dużej ilości energii. Statystycznie ludzki mózg stanowi około dwóch procent masy ciała, a pochłania około 20-25 procent energii i tlenu, co czyni go najbardziej energochłonnym narządem. Dlatego neurony, tracąc zasoby energetyczne, tracą zdolność do utrzymania swojej polaryzacji. W efekcie przez mózg przechodzi widoczna na EEG depolaryzująca fala elektryczna, co świadczy o utracie możliwości przekazywania informacji. W tym momencie możemy mówić o końcu funkcjonowania układu nerwowego, choć jeszcze może się w nim tlić aktywność metaboliczna. 

Aktualnie czytasz: Nawet jeśli ciało wygląda na żywe, nikt już w nim nie mieszka
Źródło: Shutterstock

Ta wiedza pochodzi z obserwacji śmierci ludzi i badań na modelach zwierzęcych. Jednak jeszcze nie znamy wielu szczegółów. Nie wiemy na przykład, co się dokładnie dzieje na poziomie biochemicznym w mózgu ludzkim. Obserwujemy znaczne zmiany w poziomie neurotransmiterów w wyniku ich niekontrolowanego uwolnienia z zakończeń synaptycznych. Jest to objaw dysfunkcji układu nerwowego i może prowadzić do różnych efektów. Jednym z nich może być zjawisko, które kiedyś nazywane było doświadczeniem śmierci klinicznej. W języku angielskim obecnie stosowaną nazwą jest "near death", czyli "blisko śmierci". Jest to zjawisko opisujące stan, który mógł doprowadzić do śmierci. W przypadku tego typu zjawisk opisywane są takie doświadczenia jak widzenie światła w tunelu, spotykanie znajomych ludzi, wspominanie swojego życia. 

Jakie są przyczyny tych doświadczeń?

Mogą być pochodną zjawisk wynikających z dysfunkcji umierającego układu nerwowego. Na przykład doświadczenie związane z tunelem może być porównywane do widzenia tunelowego, opisywanego w sytuacjach utraty zdolności widzenia w sytuacjach niedotlenienia kory wzrokowej. Możemy mówić o swoistych efektach ubocznych zjawiska umierania. Te efekty nie są "wypracowane" w toku ewolucji. Pod jej siły podlegają te cechy, które prowadzą do zwiększenia zdolności przeżycia gatunku. Długość naszego życia jest zakodowana genetycznie, determinuje elastyczność gatunku i podpada pod mechanizmy ewolucji, ale sam proces umierania wydaje się jej nie podlegać.

W ostatnich latach podczas badań nad mózgiem - w kontekście tych doświadczeń bliskich śmierci - zauważono, że w sytuacji nagłego zatrzymania akcji serca i jednoczesnej utraty oddechu, mózg był hiperaktywny. Czy to oznacza, że w takim przypadku osoba jest świadoma swojego umierania?

To doświadczenie bliskie śmierci samą śmiercią nie jest - za nią uznajemy nieodwracalny proces. Przez to nigdy nie będziemy chyba w stanie dowiedzieć się, jak to jest tak naprawdę umrzeć. Ale w opisanej przez pana sytuacji mamy do czynienia z mózgiem w stanie ogromnej traumy i szoku. Jeżeli przyczyną tego stanu jest wypadek bądź zawał serca, to mamy do czynienia z jednym z największych stresów dla naszego organizmu. Nasz mózg reaguje mechanizmami obronnymi, wciskając wszystkie czerwone guziki - uwalnia hormony stresu, które mają zmusić organizm do "ostatniego skoku", ratując być może życie. Ale dopóki nie nastąpi utrata możliwości przesyłania sygnałów w mózgu, to możemy w pewnych przypadkach mówić o świadomym przetwarzaniu bodźców w trakcie umierania.

Neuronauka nie zna odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób mózg tworzy świadomość, oraz nadal nie wiemy, jak zmierzyć poziom świadomości. Co prawda, pojawiają się próby stosowania metod analizy EEG do badania poziomu świadomości, jednak jest to bardzo zgubna metodologia, która w zasadzie tylko szacuje możliwości mózgu do przetwarzania informacji. Próbuje się nimi badać poziom świadomości u osób w stanie znieczulenia ogólnego, pozostających pod wpływem różnych środków farmakologicznych lub z różnorodnymi uszkodzeniami ośrodkowego układu nerwowego, to jednak nie słyszałem o próbach ich podjęcia u osób umierających. Trudno sobie wyobrazić prowadzenie eksperymentu, który ma zaspokoić ciekawość poznawczą, na osobie, która odchodzi. Mamy tu przecież do czynienia z człowiekiem.

Czy relacje osób, które znalazły się w stanie bliskim śmierci, które wspominają konkretne osoby, relacjonują rozmowy lekarzy, związane są właśnie z sytuacją świadomego przetwarzania bodźców?

To pytanie dotyka dwóch ważnych kwestii. Po pierwsze, nawet po zatrzymaniu akcji serca, mózg nadal funkcjonuje statystycznie około czterech minut. W niektórych okolicznościach taki stan może trwać dłużej. Po drugie, mózg nie traci swoich funkcji w sposób jednolity. Jako pierwsze swoją funkcjonalność tracą najbardziej energochłonne obszary mózgu, jak wspomniana już kora wzrokowa. Obserwujemy to w sytuacjach zatrucia tlenkiem węgla (zaczadzenia) czy zatrucia alkoholem metylowym, który blokuje wymianę gazową. W takich przypadkach można stracić wzrok, ale przeżyć. Między innymi dzięki temu możemy domniemywać, że układ słuchowy może działać nieco dłużej niż kora wzrokowa.

Aktualnie czytasz: Nawet jeśli ciało wygląda na żywe, nikt już w nim nie mieszka
Źródło: Shutterstock

Nadal nie wiemy, gdzie anatomicznie umiejscowiony jest proces, który nazywamy świadomością. Być może zachodzi on w obszarach bardziej odpornych na braki energetyczne. Teoretycznie mogą do nas docierać rozmowy lekarzy, a po przywróceniu akcji serca to wspomnienie może w nas zostać. Cały czas mówimy o sytuacji stresowej, w której możemy mieć zaburzone pojęcie czasu i może się nam wydawać, że tych kilka minut to były godziny.

Podjęto próby naukowego zbadania zjawiska opisywanego przez pacjentów jako "wyjście z ciała". Osoby czasem opisują, że unosili się nad stołem, widzieli z góry swoje ciało i zespół lekarski. Wspominają szczegóły procedur medycznych, cytują rozmowy lekarzy. Poddano pod test prawdziwość tych wspomnień. Lekarze umieścili różnego rodzaju znaki w miejscach pozostających poza zasięgiem wzroku pacjenta z poziomu łóżka szpitalnego - na przykład na podłodze lub na szafach. Następnie pytano pacjentów doświadczających "wyjścia z ciała", czy widzieli jakieś szczególne znaki. Badanie pokazało, że wśród osób z zatrzymaną akcją serca blisko co dziesiąta mówiła o doświadczeniu bliskim śmierci, a dwa procent raportowało stan wyjścia z ciała. Ale nikt nie był w stanie opisać umieszczonych przez lekarzy znaków. Nie ma jak na razie ani jednego zweryfikowanego przypadku doświadczenia "wyjścia z ciała", ale badania nadal są prowadzone. Nie zmienia to faktu, że w tych doświadczeniach są pewne elementy wspólne. Chociaż każdy mózg jest inny, to jednak z perspektywy biologicznej mają one podobną strukturę, co powoduje, że możemy doświadczać śmierci w zbliżony sposób. Dodatkowo odczucia towarzyszące przeżyciu śmierci klinicznej są uwarunkowane kulturowo. Gdy osoby doświadczające bliskiej śmierci mówią, że widziały anioły, rozmawiały z Bogiem bądź spotykały inny byt pozacielesny, w który wierzą, to możemy mówić o pewnego rodzaju nadbudowie kulturowej uruchamianej w sytuacji stresowej. Osoby te opisują najczęściej to, co jest zgodne z wierzeniami ich grupy społecznej.

Aktualnie czytasz: Nawet jeśli ciało wygląda na żywe, nikt już w nim nie mieszka
Źródło: Shutterstock

Mówił pan, że próby uchwycenia stanu świadomości w momencie śmierci są trudne do przeprowadzenia, ponieważ mamy do czynienia z ciągle żywym człowiekiem, będącym niejednokrotnie w bardzo trudnym momencie swojego życia. Jednak naukowcom udaje się prowadzić badania, które nie naruszają intymności procesu umierania. Czy tego typu badania nad śmiercią mogą w jakiś sposób polepszyć nasze życie?

Często w powszechnym myśleniu funkcjonuje przekonanie, że neuronauka, neurobiologia czy neurofizjologia spowodują, że będziemy w stanie kontrolować czyjś umysł, podsłuchiwać myśli czy też da przepis na nieśmiertelność. A przecież możemy kontrolować umysły ludzi na setki innych sposobów, niekoniecznie za pomocą elektrod i implantów. Jesteśmy ludźmi podlegającymi procesom społecznym, takim jak przekazy medialne czy portale społecznościowe. To jest realna forma kontroli umysłów. Co nie zmienia faktu, że neuronauka jest jedną z najbardziej dynamicznych i fascynujących gałęzi nauki, która przy okazji zdobywania wiedzy, jak działa mózg, pozwala stworzyć fantastyczne wynalazki pomagające nam w lepszym życiu. 

Naukowcy wyhodowali mózgowe organoidy ("Polska i Świat" z 20 sierpnia 2021 roku)
Źródło: TVN24

Badania neuronaukowe dotyczące śmierci prowadzone są głównie pod kątem tego, jak pomóc pacjentowi, jak uratować, przedłużyć życie i poprawić jego jakość. Nauka i medycyna cały czas weryfikuje swój dorobek i aktualizuje definicję zjawisk - tak samo jest w przypadku postrzegania śmierci. Kiedyś uważało się, że człowiek umiera, gdy przestaje bić serce czy gdy traci oddech. Ale obecnie dzięki technikom resuscytacji niejednokrotnie udaje się przywrócić te funkcje życiowe. Cały czas szukamy sposobów, co można jeszcze zrobić.

Warto przypomnieć głośne badanie z 2019 roku, w którym naukowcy przywrócili krążenie świńskiej głowie, kupionej w rzeźni, po około 5 godzinach od chwili uboju. Za pomocą specjalnego protokołu przepłukiwania mózgu specjalnym płynem udało się przywrócić jego aktywność. Wykryto metabolizm komórkowy mózgu i zaobserwowano aktywność elektryczną. Na wszelki wypadek zastosowano środki anestezjologiczne, żeby nie doprowadzić do sytuacji związanej z cierpieniem, gdyby jakaś forma świadomości się pojawiła w tym preparacie biologicznym. Zdolność do przywrócenia aktywności metabolicznej mózgu wcale nie oznacza, że jest to forma ponownego ożywiania. Nadal nie wiemy, jakie uszkodzenia zaszły w tkance i na ile wpływają na jej funkcjonowanie. Tego rodzaju badania neurobiologiczne nad śmiercią mają na celu przede wszystkim ratowanie osób umierających, przesuwania w czasie granicy śmierci.

Z tymi badaniami jednak wiąże się wiele kontrowersji natury etycznej. Przede wszystkim ze strony etyków katolickich pojawiają się głosy, że neurologiczne spojrzenie na śmierć redukuje całkowicie istotę człowieka do biologii. Czy tak faktycznie jest?

Trudno mi zająć jednoznaczne stanowisko w tak złożonej kwestii. Zawszę traktuję naukę jako punkt wyjścia, a odpowiedzi, których szukam, są odpowiedziami naukowymi. Wydaje mi się, że badanie zjawisk związanych ze śmiercią w celu ratowania życia, jest prawdziwą formą obrony życia. Cała medycyna się do tego sprowadza. Musimy równocześnie w trakcie procesu poznawczego zachowywać standardy etyczne. Bioetycy cały czas debatują nad etycznym wymiarem tego typu badań, w tym także prowadzą dyskusje nad podstawowymi zagadnieniami, takimi jak definicji śmierci. W różnych krajach w różny sposób definiuje się śmierć i inaczej określa procedury jej stwierdzenia. Większość z nich oparta jest na detekcji śmierć mózgowej, co ma ogromne znaczenie dla transplantologii. I chociaż jesteśmy w stanie stwierdzić śmierć mózgową, to osoba może wyglądać na żywą. Tak jest w przypadku zastosowania aparatury podtrzymującej funkcje życiowe: oddychanie i krążenie. W tym momencie "prawdy życiowe", powstałe setki lat temu przestają mieć zastosowanie. 

Zakłada się obecnie, że nasza świadomość zlokalizowana jest w korze mózgowej, więc w przypadku śmierci kory mózgowej powstaje pytanie, czy w tym częściowo żywym organizmie "jest jeszcze ktoś", czy jeszcze osoba "mieszka" w tym mózgu. Nauka – na podstawie wiedzy, jaką posiadamy – odpowiada na to pytanie w taki sposób, że istota człowieka umiera razem ze śmiercią struktur korowych i podkorowych, w której lokalizuje się świadomość.

Warto przypomnieć przypadek z 2005 roku Amerykanki Terri Schiavo. Po ataku serca, na skutek niedotlenienia mózgu, doszło do uszkodzenia kory mózgowej - ale utrzymały swe funkcje struktury pnia mózgu, które odpowiedzialne są za podtrzymywanie funkcji homeostatycznych. Schiavo mogła samodzielnie oddychać, obserwowano nawet takie odruchy, jak kaszel czy sporadyczne reakcje na bodźce. Są to odruchy "okablowane" przez struktury pnia mózgu - automatyczne, działające bez naszej woli. Bliżej im do odruchu kolanowego niż do ruchów dowolnych, takich, które wykonujemy z własnej woli. Natomiast "tam wyżej", w miejscu, jakie uznajemy za siedlisko świadomości, nie było już nikogo. Chociaż jej ciało wyglądało na żywe, pozbawione było osoby. 

Aktualnie czytasz: Nawet jeśli ciało wygląda na żywe, nikt już w nim nie mieszka
Źródło: Shutterstock

Debata etyczna na temat śmierci i umierania jest cały czas otwarta i potrzebna. Jesteśmy o wiele bardziej zaawansowani medycznie i naukowo niż jeszcze pięćdziesiąt lat temu. Obecnie są to pytania, które mogą dotknąć bezpośrednio każdego z nas lub naszych bliskich. 

A zatem jak neuronauka definiuje śmierć?

Z punktu widzenia neuronauki możemy powiedzieć o śmierci osoby - świadomej jednostki - wtedy, kiedy brak jest aktywności kluczowych obszarów mózgu i stan ten jest nieodwracalny. Cały czas nie wiemy, czym jest świadomość i gdzie dokładnie zachodzą procesy z nią związane. Nie wiemy jednoznacznie, jak ją mierzyć i gdzie jej szukać. Może być tak, że poza korą mamy też stosunkowo niewielkie obszary w mózgu, które służą jako przełączniki, koordynatory naszej świadomości. Te kluczowe struktury, które do prawidłowego funkcjonowania potrzebują innych obwodów korowych, mogą decydować o istnieniu świadomości. W efekcie, jeżeli te obwody przestają istnieć, to moim zdaniem jest to śmierć osoby, nawet jeśli kora mózgowa nadal żyje. Bo przy braku możliwości koordynacji procesu świadomości tam już nikogo nie ma i nikogo nie będzie. 

Jednak chciałbym podkreślić, że brak aktywności obszarów korowych nie wyklucza tego, że struktury bardziej odporne na niedotlenienie, jak właśnie pień mózgu, będą nadal funkcjonować. A zatem możemy mówić o śmierci osoby jeszcze przed całkowitą śmiercią tkanki mózgowej. Neurobiologiczna, naukowa, definicja śmierci mówi o śmierci mózgu, w szczególności nieodwracalnym obumarciu obszarów korowych. 

Od momentu wybuchu pandemii COVID-19 naukowcy zwrócili uwagę, że wywołujący tę chorobę wirus SARS-CoV-2 potrafi przedrzeć się przez barierę krew - mózg, co powoduje, że COVID-19 traktowany jest również jako choroba neurologiczna, której skutki będziemy obserwować długoterminowo. Choroba ta tylko w Polsce spowodowała lub przyczyniła się do śmierci ponad 118 tysięcy osób. Trzeba też pamiętać, że w związku z skrajnym obciążeniem systemu ochrony zdrowia nie udało się dotrzeć z pomocą medyczną do kolejnych osób. Czy ta atmosfera wszechobecnej śmierci ma wpływ na chemię naszego mózgu?

Każde doświadczenie wpływa na chemię naszego mózgu, bo mózg jest tworem chemicznym. Ale tu też nie znajduję jednoznacznej, prostej odpowiedzi na pana pytanie. Na pewno jesteśmy znieczuleni na przekazy medialne, w myśl powiedzenia, że śmierć jednostki jest tragedią, a śmierć tysięcy - statystyką. Codzienne informacje o śmierci w skali globalnej tysięcy osób przestały już do ludzi trafiać i obawiam się, że do wielu nigdy nie trafiały. Wydaje mi się, że gdybyśmy jako zbiorowość traktowali poważnie te informacje, to poziom wyszczepienia byłby w Polsce inny. To jasno pokazuje, że chociaż jest bardzo dużo śmierci związanych z pandemią, to nadal bardzo duża grupa ludzi wypiera te informacje bądź nimi się nie przejmuje.

Nie dopatruję się jednak jednoznacznych zmian biochemicznych w mózgu u osób, które na poważnie traktują zagrożenie wynikające z pandemii. Ewentualne zmiany na poziomie biochemii mózgu pojawiają się jako część przeżywania codzienności, a zatem zbierania nowych doświadczeń, uczenia się nowych rzeczy. W efekcie pandemia będzie jednym z wielu doświadczeń, które wpłynie na nasz mózg, zmienia nas. Siła tych zmian będzie zależna od tego, jak bezpośrednio doświadczyliśmy tej pandemii. Inaczej zmieni się życie osoby, która dzięki pandemii się wzbogaciła, inaczej wpłynie na tych, którzy lubią spędzać czas w swoim domu i preferują pracę zdalną, a jeszcze inny ślad pozostanie w osobie, która ciężko przechorowała bądź straciła kogoś bliskiego. 

grzesiowski
Doktor Paweł Grzesiowski o "zmniejszeniu mózgu" po przejściu COVID-19 (materiał z 2.08.2022)
Źródło: TVN24

Psycholodzy społeczni zauważyli, że pandemia stała się coraz bardziej tragedią anonimową, która przestaje dotyczyć badanych osób bezpośrednio. Podobne nastawienie obserwowane jest wobec tragedii głodujących dzieci w krajach najuboższych. Niemniej jednak przez te dwa lata spora grupa osób traktowała zagrożenie wynikające z pandemii bardzo poważnie. Czy nasz mózg jest w stanie zaadaptować się do takiego długotrwałego poczucia zagrożenia? 

Jak najbardziej. To, co daje siłę naszemu gatunkowi, to pewna elastyczność, umiejętność przystosowywania się do zmieniających się warunków. Znamy społeczeństwa, które dotykane są tragicznymi katastrofami naturalnymi i innymi zdarzeniami, do których potrafią się przystosować. Niestety, mają rację ci, którzy obserwują coraz większą ignorancję wobec długotrwałego zagrożenia, jakie przyniosła pandemia. Widać to było przed kolejnymi falami, kiedy to ludzie protestowali wobec noszenia maseczek czy przeciwko szczepieniom. A przecież koszt osobisty takiego zachowania jest niewielki przy ogromnym zysku społecznym. Wśród tych osób funkcjonują różne przekonania, uważają one, że zagrożenie ich nie dotyczy. Oczywiście, nie zgadzam się z takim podejściem, bo jako zbiorowość powinniśmy robić wszystko, żeby minimalizować ryzyko śmierci innych ludzi. W szczególności noszenie maseczek czy szczepienie się to forma ochrony społeczeństwa, a przede wszystkim tych, którzy z powodów medycznych nie mogą się szczepić. W moim poczuciu zachowania takie są przejawem solidaryzmu społecznego i prawdziwego patriotyzmu.

A po co naturze śmierć? 

Musimy pamiętać, że mimo tego, jak bardzo kochamy własne indywidualne istnienie, to jako gatunek podlegamy prawom ewolucji, które są bardzo proste, ale działają na poziomie dużych grup. By zaszły procesy ewolucyjne, musimy mieć możliwość przekazywania materiału genetycznego z pokolenia na pokolenie. Ta informacja z każdym pokolenie musi być chociaż w minimalnym stopniu od siebie różna - co zapewnia nam rozmnażanie płciowe. I przeżyją ci, którzy są najlepiej przystosowani do warunków środowiskowych i będą mieli najwięcej potomstwa. Powoduje to współzawodnictwo międzygatunkowe o ograniczone zasoby. Te gatunki, które mają krótką długość życia, są bardzo elastyczne, ponieważ potrafią bardzo szybko skolonizować nowe środowisko, a krótki cykl życia prowadzi do szybkiej wymiany pokoleniowej. 

Musimy też pamiętać, że z perspektywy biologii śmierć naturalna, ze starości, jest czymś "komfortowym", co w naturze rzadko występuje. Zwykle osobniki starsze i słabsze szybko padają ofiarą drapieżników. Naturalna, genetycznie zapisana długość życia występuje u innych gatunków, pomimo że często nie ma możliwości jej realizacji. U człowieka ta gatunkowa biologiczna granica długości życia określana jest na około 120 lat. Nawet w sytuacji bardzo zdrowego stylu życia w pewnym momencie na poziomie genetycznym i molekularnym pojawią się mechanizmy, które stopniowo będą wygaszać dany organizm. Ta granica uwarunkowana została w procesie ewolucji najprawdopodobniej dzięki temu, że osoby starsze były nośnikiem informacji dotyczących sposobów przetrwania - pośrednio zwiększały zdolność przeżycia swojej grupy. 

Kumulacja wiedzy, bardziej niż zdolność do bezpośredniej reprodukcji, mogła kształtować długość naszego życia. Ludzkie życie nie sprowadza się wyłącznie do okresu aktywności reprodukcyjnej, ponieważ mamy wpływ na utrzymanie własnych genów w populacji poprzez opiekę nad innymi członkami naszych rodzin. 
dr Paweł Boguszewski

Czy nasz mózg jest w stanie oswoić śmierć kogoś nam bliskiego czy śmierć własną - na przykład w sytuacji choroby nieuleczalnej?

Na to pytanie trudno odpowiedzieć neurobiologowi. My zajmujemy się przede wszystkim procesami funkcjonowania mózgu i biologicznego umierania. Jednak wydaje mi się, że właśnie doświadczenie bliskiej śmierci, czyli uświadomienie sobie własnej śmiertelności, powoduje zmianę podejścia do własnego życia. Wiele osób, które znalazły się w sytuacji krytycznej, redefiniuje swoje priorytety i chce lepiej wykorzystać czas, jaki mu pozostał na tej planecie. Wydają się być o wiele spokojniejsi i bardziej pogodzeni ze śmiertelną naturą człowieka. Ale na to pytanie najlepiej odpowie literatura z zakresu psychologii paliatywnej. 

Wiemy też, że lęk przed śmiercią tkwi w nas głęboko, ale jest wyparty. Zrozumienie własnej śmiertelności budzi lęk, ale nie jest to temat codziennej refleksji większości ludzi. Zatem myślę, że jako ludzie jesteśmy w stanie oswoić lęk albo przez próbę głębokiego zderzenia się z myślą: "jak to będzie, gdy już mnie nie będzie", albo przez racjonalizowanie jej za pomocą różnych dogmatów religijnych. Sam - jako naukowiec - przy braku zweryfikowanych informacji, że człowiek może istnieć po śmierci ciała, trzymam się teorii o ludzkiej śmiertelności.

Niezwykłe odkrycie australijskich neurobiologów
Niezwykłe odkrycie australijskich neurobiologów (materiał archiwalny z listopada 2018 roku)
Źródło: TVN24

Czy z punktu widzenia neurobiologii istnieje "dobra śmierć"?

Trudno odpowiedzieć, bo to pytanie do każdego z nas, w jaki sposób chcielibyśmy umrzeć. Są tacy, którzy chcieliby po prostu się nie obudzić, odejść we śnie. Inni chcieliby polec w heroicznych okolicznościach. Są też tacy, którzy chcieliby umrzeć świadomie, bez cierpienia, w sposób pozwalający na doświadczenie tego procesu. W moim własnym odczuciu ten ostatni sposób jest najciekawszy, bo każdego z nas czeka doświadczenie śmierci i będzie to nasze ostatnie, osobiste przeżycie.

Czytaj także: