Z pozoru to zwykłe wiejskie gospodarstwo. Kiedy jednak ktoś przypadkowo zajrzy do drewnianej stodoły, zamiast stada krów w kolejce do dojenia zobaczy czekające... łosie.
Choć to nietypowa farma, pracy jest nie mniej niż w zwyczajnym wiejskim gospodarstwie. Od świtu do zmroku zajęcia nie zabraknie dla nikogo - na farmie hodowane są wyłącznie samice. Klempa przez większość czasu przechadzają się co prawda po pobliskim lesie, ale dwukrotnie w ciągu dnia przychodzą na dojenie.
Żeby nie stracić ich tropu, właściciel zwierząt posługuje się osobiście zbudowanym radiolokatorem. W karkach klemp znajdują się specjalne elektroniczne chipy, które umożliwiają ich permanentną inwigilację.
Dojenie łosi odbywa się tylko przez cztery miesiące roku - od maja do końca września. W ciągu doby jedno zwierzę może wyprodukować od dwóch do nawet sześciu litrów mleka.
Ludzie próbowali udomowić łosie od lat. Pierwsi na ten pomysł wpadli Szwedzi i Rosjanie. Na początku XX wieku starali się wykorzystać te zwierzęta do celów wojskowych - "łosia kawaleria" miałaby się świetnie spisywać w walce w głębokim śniegu. Eksperyment został jednak przerwany przez wybuch II wojny światowej, a potem zarzucony.
Po wojnie, w zniszczonym przez niemiecką ofensywę i przez własną Armię Czerwoną, Związku Radzieckim powstał plan udomowienia łosia dla jego mięsa i mleka. Wszelkie próby hodowli jednak kończyły się porażką. Zwierzęta ginęły, bo ludzie nie byli w stanie zapewnić im odpowiednio zróżnicowanej diety. Łoś do przeżycia potrzebuje bowiem ponad 150 rodzajów pożywienia. Rozwiązaniem okazał się kompromis pomiędzy zachowaniem wolności zwierząt a ich hodowlą. Na farmie Sumarokowskaja, otwartej w 1963 roku, łosie żyją przez większość czasu dziko, ale rozmnażają się w sztucznym, stworzonym przez człowieka środowisku.
Źródło: Reuters, TVN24