- Najtrudniejszy nie jest trening, tylko dieta - przyznaje mistrzyni świata w fitness Hanna Garboś. Jej sylwetka zachwyciła wszystkich na zawodach w kanadyjskim Montrealu i przyniosła Polce złoty medal. Ona sama zdradza w programie "Wstajesz i weekend", że zdarza jej się tęsknić za domowym jedzeniem i kopytkami babci.
Polka wygrała zawody w kategorii do 163 cm. Złota medalistka zajmuje się sportami sylwetkowymi stosunkowo od niedawna, jak jednak wyjaśnia w rozmowie z TVN24, bardzo pomogło jej wcześniejsze doświadczenie wyniesione z wieloletniego trenowania tańca towarzyskiego.
- Moje ciało było już przygotowane, fundamenty zostały po tańcu. Bardzo mi to pomogło w zdobywaniu szybkich sukcesów na siłowni - tłumaczy.
Jak dodaje, start w Montrealu był dla niej szczególnie ważny. - To była moja docelowa impreza w tym roku, wszystko postawiłam na jedną kartę. Udało mi się zakwalifikować do naszej kadry narodowej, więc bardzo się cieszyłam - mówi.
Po wytężonym treningu przyszedł czas na występ i wielkie emocje. Garboś przekonuje bowiem, że nie spodziewała się zwycięstwa w zawodach.
- Kiedy nie wyczytali mnie na szóstej lokacie, cieszyłam się, że nie jestem ostatnia. Później, nie wyczytali mnie na ani na piątej, ani na czwartej. Gdy już więc wiedziałam, że mam medal, zaczęłam płakać - wspomina.
Zawsze w formie
Mistrzyni świata nie zamierza jednak spoczywać na laurach i już przygotowuje się do kolejnych występów.
- Od wczoraj jestem z powrotem na diecie, bo za miesiąc Puchar Polski. Mogłam sobie pofolgować przez dwa dni - przyznaje, dodając, że to właśnie dieta jest najtrudniejszym wyzwaniem.
- Całe życie mieszkałam z rodzicami i dziadkami. Babcia codziennie gotuje zupy, pierogi, kopytka. Za takimi normalnymi polskimi posiłkami tęsknię, ale muszę być w formie - mówi.
Autor: kg/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Hanna Garboś/Facebook