Pewien 25-latek wpadł na pomysł mało zabawnego żartu. Postanowił wykonać telefon do sądu i poinformować o podłożonej w nim bombie. Historia jakich wiele, jednak mężczyzna nie był zwykłym obywatelem, ale więźniem. Popełnił też kardynalny błąd, który umożliwił jego szybkie odnalezienie.
Fałszywy alarm bombowy miał miejsce w miniony wtorek. Nieznana osoba powiadomiła telefonicznie sekretariat Sądu Okręgowego w Radomiu o podłożeniu ładunku wybuchowego, który miał eksplodować po godzinie.
Z budynku ewakuowano 180 osób. Gmach został zabezpieczony m.in. przez policję, straż pożarną i pogotowie ratunkowe. Po sprawdzeniu budynku przez pirotechnika, stwierdzono, że alarm był fałszywy.
Policjanci szybko ustalili, że telefon został wykonany z automatu telefonicznego umieszczonego na korytarzu jednego z oddziałów Aresztu Śledczego w Grójcu. Funkcjonariusze nie mieli problemu z odnalezieniem winnego. "Żartowniś" wpisał się do specjalnej księgi osób korzystających z telefonu.
Sprawca fałszywego alarmu odbywa w grójeckim areszcie karę za kradzież z włamaniem i rozbój. W więzieniu miał przebywać do 2017 roku. - Teraz dodatkowo będzie odpowiadał za wywołanie fałszywego alarmu. Grozi mu kara aresztu, ograniczenia wolności i grzywna do 1500 zł - powiedział Rafał Jeżak z radomskiej komendy policji. Pobyt 25-latka za kratkami może się więc przedłużyć.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24