Analitycy Citigroup wysyłają sygnał alarmowy na temat ryzyka dla światowej gospodarki. W opublikowanej właśnie analizie główny ekonomista nowojorskiego banku Willem Buiter podkreśla, że jest 55 proc. szans na to, że świat w ciągu najbliższych kilku lat świat będzie się musiał zmierzyć z globalną recesją.
Według analizy ten kryzys nie rozpocznie się jednak w USA, tak jak ostatnie, ale będzie generowany przez spadający popyt na rynkach wschodzących, przede wszystkim w Chinach. Recesja, o której pisze analityk, ma nie oznaczać spadku globalnej produkcji, a jedynie jej silne ograniczenie.
Wśród czynników ryzyka analityk wymienia ostatnie sygnały mówiące o słabnięciu chińskiej gospodarki, która może zamknąć ten rok ze wzrostem PKB w okolicach 4 a nie 7 proc., co oficjalnie zakłada rząd. Inne rynki wschodzące jak Brazylia, RPA i Rosja już są w tarapatach. Ceny surowców, poziom wymiany handlowej i inflacji pozostają niskie. Jak pisze "Bloomberg", Buiter w swoich prognozach jest lekko odosobniony. Goldman Sachs i JPMorgan bardzo nisko wyceniają ryzyko stwarzane przez Chiny dla bogatych gospodarek. Z kolei Societe Generale ocenił szansę na recesję na 10 proc. Zdaniem Buitera Chiny mogą zainfekować rozwinięte gospodarki poprzez zahamowanie handlu. Państwo środka odpowiada bowiem za ponad 14 proc. światowej wymiany gospodarczej.
Jak pisze Bloomberg, recesja może zostać przezwyciężona, jeśli polityka fiskalna w krajach rozwiniętych zostanie złagodzona. Buiter zauważa jednak, że bogatym krajom zaczyna brakować amunicji. Stopy procentowe są bowiem już i tak niskie.
Orłowski: jest ryzyko dla całego świata, które się nazywa Chiny:
Autor: mn / Źródło: Bloomberg