Roboty zastąpią ludzką pracę, zabierając milionom chleb - wielu ekspertów dziś kreśli taki scenariusz. Ratunkiem ma okazać się... kryzys demograficzny. To, co przeraża przywódców państw martwiących się o wypłaty emerytur, ma dać nadzieję pracownikom. - Zmierzamy w stronę świata, w którym będzie zbyt dużo pracy i niedobory siły roboczej - ocenia Mark Zandi, główny ekonomista Moody's Analytics.
Według agencji Bloomberg firmy będą musiały płacić za poszukiwanie odpowiednich pracowników, których wiedza i umiejętności pozwolą rozwijać działalność.
W drugą stronę
Wzrost znaczenia siły roboczej przysporzy pracodawcom bólu głowy. Bo będą czuli większą presję, by dzielić się zyskami z pracownikami w znacznie większym stopniu niż dziś. Rynek pracodawcy zamieni się w rynek pracownika i to ten ostatni będzie dyktował warunki. Zdaniem niektórych analityków stracić mogą inwestorzy giełdowi. - Będą musieli dostosować się do słabszej perspektywy zarobków - przewiduje Gad Levanon, dyrektor zarządzający nowojorskiej Conference Board. Większe wypłaty dla pracowników mogą oznaczać niższe dywidendy wypłacane inwestorom. Levanon dodał, że te zmiany może przyczynić się do ograniczenia nierówności płacowych. Ta wizja stoi jednak w ostrej sprzeczności ze scenariuszem rysowanym przez świat technologii i techniki. Jego przedstawiciele uważają, że rynek pracy ulegnie mocnej zmianie, ale za sprawą robotów, które będą wypierać ludzi. "Technologia wkrótce zlikwiduje miliony miejsce pracy" - ocenia magazyn "The Atlantic" w niedawnym artykule "Świat bez pracy".
Siła napędowa
W świecie przyszłości kreślonym przez Zandiego to demografia, a nie technologia będzie siłą napędową zmian. I człowiek, a nie maszyna, wysunie się na pierwszą pozycję. Jak pisze Bloomberg, być może wczesnym znakiem odradzania się siły pracowników jest zmiana udziału pracy w dochodach firm w USA. W ubiegłym roku wyniósł on 56,7 proc. Agencja przypomina, ze od 2000 roku światowy rynek pracy został zalany przez tanią siłę roboczą z Chin i innych biedniejszych krajów. Demografia zaczyna to zmieniać. Z powodu spadku liczby urodzeń w wielu częściach świata, globalna pula młodych pracowników - w wieku 15-24 lata - kurczy się o około 4 mln rocznie. Tak przynajmniej wynika z danych Międzynarodowej Organizacji Pracy.
- W najbliższych latach zobaczymy ogromny spadek podaży na rynku pracy. Wzrost płac będzie musiał przyspieszyć, zwłaszcza w zawodach wymagających wysokich kwalifikacji - podkreśla Ekkehard Ernst z MOP.
Chińskie tsunami
Beneficjentami tej sytuacji będą pracownicy sektorów technologicznych. W ubiegłym roku w USA w zawodach wymagających znajomości komputera i matematyki pojawiło się pięć razy więcej miejsc pracy niż w pozostałych sektorach - czytamy. Ale zastępowalność pokoleń, czyli demografia jest problemem też w innych branżach w USA, m.in. w transporcie. Także tam młodzi kierowcy nie są zdolni do efektywnego zastąpienia tych odchodzących na emerytury. Nie wszyscy jednak są przekonani, że demografia znacząco zmieni obraz globalnego rynku pracy. Alan Blinder z Uniwersytetu Princeton zwraca uwagę, że w tym samym czasie, co zmiany demograficzne, dokonują się zmiany wynikające z postępu technologicznego i globalizacji. To właśnie one spowodują wyłączenie z aktywnego życia zawodowego części pracowników. Główny powód? Ich stanowiska pracy już nie będą potrzebne. Bloomberg zwraca uwagę, że rola globalizacji może być jednak ograniczona. Rynek pracowników kurczy się bowiem nie tylko w USA, ale też w takich krajach jak Japonia czy Niemcy. Nawet Chiny ostrzegają przed "tsunami" związanym ze starzeniem się ludności. W ostateczności doprowadzą one bowiem do spadku podaży na rynku pracy. A co z robotami? Zdaniem analityków maszyny mogą na razie tylko pomóc, a nie zaszkodzić pracownikom.
Autor: mn / Źródło: Bloomberg
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu