Instytucje państwowe nie zapewniły skutecznej ochrony konsumentów przed niezgodną z prawem działalnością GetBack - ocenia Najwyższa Izba Kontroli w najnowszym raporcie. Izba zwraca uwagę szczególnie na Urząd Komisji Nadzoru Finansowego (UKNF), który przez pierwsze pięć lat działalności spółki nie przeprowadził w niej ani jednej kontroli.
NIK w swoim raporcie zarzuca Urzędowi Komisji Nadzoru Finansowego, że ten przez pierwsze pięć lat działalności spółki nie przeprowadził w niej ani jednej kontroli. Nie zidentyfikował także sygnałów wskazujących na nieprawidłowości na podstawie informacji udostępnianych przez spółkę, jej audytorów i inne podmioty z nią współpracujące. Izba zauważyła także, iż ponad 9 tys. nabywców obligacji GetBack S.A nie odzyskało zainwestowanych środków w wysokości przekraczającej 2,5 miliarda zł, a intensywne działania nadzorcze i kontrole podjęto dopiero po zaprzestaniu obsługi zobowiązań przez Spółkę.
UOKiK "nie dostrzegł zagrożeń"
Według NIK informacje od konsumentów o potencjalnych nadużyciach i nieprawidłowościach w działalności windykacyjnej GetBack S.A. wpływały do UOKiK już od listopada 2014 r. Pisma dotyczyły stosowania przez Spółkę nieuczciwych praktyk rynkowych przy dochodzeniu przez nią wierzytelności. Izba wskazała, że w Urzędzie zarejestrowano 100 sygnałów konsumenckich dotyczących takich praktyk, a w latach 2015-2018 Urząd prowadził trzy postępowania wyjaśniające oraz jedno w sprawie praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów. Na spółkę została nałożona kara w wysokości ponad 5 mln zł. NIK zwrócił jednak uwagę na długotrwałość prowadzonych przez UOKiK postępowań. W jednym przypadku termin przekroczono o ponad 1,5 roku. "Wpływało to niekorzystnie na sytuację osób, wobec których kierowane były agresywne działania windykacyjne Spółki" - oceniła Izba.
Dodatkowo - jak napisano - Prezes UOKiK niezasadnie zaniechał wydania decyzji tymczasowej nakazującej GetBack S.A. zaprzestanie praktyk windykacyjnych naruszających zbiorowe interesy konsumentów jeszcze przed zakończeniem postępowań. W związku z tym o kilkanaście miesięcy opóźniono wyeliminowanie tych praktyk i zwiększyła się liczba konsumentów nimi dotkniętych. Według NIK UOKiK nie zareagował na informację sygnalisty w grudniu 2017 r. o podejrzeniu piramidalnego charakteru działalności Spółki. "Nie dostrzegł w niej zagrożeń dla konsumentów" - pisze Izba.
Wzmocnienie wizerunku GetBack
Jak napisano w raporcie, choć dopuszczenie i wprowadzenie przez zarząd giełdy papierów wartościowych GetBack S.A. do obrotu giełdowego odbyło się zgodnie z obowiązującymi przepisami, to Izba stwierdziła brak faktycznego nadzoru nad przygotowaniem dla zarządu giełdy opinii w sprawie dopuszczenia obligacji i akcji GetBack S.A. do obrotu giełdowego. "Opinie te zawierały znacząco zaniżoną wielkość zobowiązań spółki i nie zostały zweryfikowane. To na ich podstawie Zarząd Giełdy uznał, że może dopuścić papiery wartościowe GetBack S.A. do obrotu i nie występują zagrożenia dla inwestorów. Oznacza to, że dopuszczenie papierów wartościowych do obrotu na rynku regulowanym było w rzeczywistości uzależnione od oceny sytuacji finansowej GetBack dokonanej przez jednego pracownika, przy braku mierzalnych jej kryteriów i faktycznego nadzoru nad tą oceną" - uważa NIK. Według raportu Izby, dodatkowo Zarząd Giełdy wzmocnił wizerunek GetBack S.A., przyznając spółce w lutym 2018 r. nagrodę za optymalne wykorzystanie rynków Giełdy Papierów Wartościowych, mimo że w grudniu 2017 r. otrzymał zawiadomienie sygnalisty o nieprawidłowościach w działalności spółki, podważających rzetelność wyceny jej aktywów.
Reakcje
Do raportu NIK we wtorkowym komunikacie odniósł się zarząd Giełdy Papierów Wartościowych.
"W ocenie zarządu Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, wszystkie istotne elementy procedury dopuszczenia do obrotu papierów wartościowych emitowanych przez spółkę GetBack S.A. zostały wykonane w sposób prawidłowy" - napisano w stanowisku giełdy.
"Rozpatrywanie wniosku spółki o dopuszczenie do obrotu na GPW jest procesem wieloetapowym. Wniosek podlega analizie przez kilka komórek merytorycznych GPW. Analiza odbywa się w oparciu o złożone przez emitenta dokumenty, w tym prospekt i opinię firmy inwestycyjnej (biura maklerskiego). Uwzględniane są także publicznie dostępne informacje, które mogą mieć znaczenie dla oceny spełnienia przez spółkę kryteriów dopuszczenia do obrotu. Zaakceptowana i podpisana przez osoby nadzorujące te komórki rekomendacja dotycząca wniosku, przekazywana jest zarządowi giełdy wraz ze sporządzonymi opiniami. Dopuszczenie akcji GetBack do obrotu giełdowego nastąpiło zgodnie z obowiązującymi przepisami" - dodano.
W ocenie zarządu GPW nagroda przyznana GetBackowi opierała się na mierzalnych kryteriach, wyliczonych na podstawie danych spółki za 2017 rok.
Z kolei Komisja Nadzoru Finansowego wskazała, że "urząd KNF ustosunkował się do wystąpienia pokontrolnego NIK oraz do informacji o wynikach kontroli w trybie przewidzianym stosownymi przepisami prawa". "W niektórych obszarach UKNF uznał ustalenia faktyczne NIK, prezentowane przez NIK interpretacje przepisów lub sformułowane wnioski za dyskusyjne czy też wątpliwe, co znalazło wyraz w korespondencji między UKNF a NIK" - dodano.
W wysłanym mediom komunikacie stwierdzono jednocześnie, że "kierownictwo Urzędu prowadzi zdecydowane działania zmierzające do ograniczenia ryzyka wystąpienia podobnych sytuacji w przyszłości, a także do dalszej profesjonalizacji funkcjonowania Urzędu i podnoszenia jego sprawności i efektywności".
Raport gotowy przed wyborami
Z wypowiedzi Krzysztofa Kwiatkowskiego, byłego szefa Najwyższej Izby Kontroli, wynika, że decyzja o przeprowadzeniu kontroli w sprawie afery GetBack zapadła w pierwszej połowie 2018 roku. - To była bardzo szeroka kontrola, bo objęła Komisję Nadzoru Finansowego, giełdę, audytorów finansowych i Ministerstwo Finansów - mówił na początku stycznia w rozmowie z TVN24 Kwiatkowski.
- Z uwagi na odwołanie się podmiotów kontrolowanych nie zdążyłem ogłosić tego raportu jeszcze przed zakończeniem kadencji. Wiem, że był on gotowy chwilę po tym, jak odszedłem z urzędu - dodał.
Kwiatkowski zrezygnował z szefowania NIK 19 sierpnia. 30 sierpnia Senat zatwierdził (po wcześniejszym głosowaniu w Sejmie) powołanie na nowego prezesa Mariana Banasia, dotychczasowego ministra finansów.
W drugiej połowie sierpnia wnioski z wystąpienia pokontrolnego Izby opublikował "Dziennik Gazeta Prawna". "Gdyby nadzór lepiej wywiązywał się z obowiązków, straty inwestorów byłyby mniejsze – ocenia NIK. I wskazuje, że Komisja Nadzoru Finansowego (w tym w momencie, gdy jej czele stał Marek Chrzanowski - red.) miała wiele okazji na wykrycie oszustw" - mogliśmy przeczytać wówczas w "DGP".
Wyników przed wyborami parlamentarnymi (13 października 2019 r.) nie poznaliśmy. Ustalenia kontroli przedstawiał dwa tygodnie temu na posiedzeniu sejmowej komisji finansów wiceprezes Najwyższej Izby Kontroli Tadeusz Dziuba. Część posiedzenia, pomimo protestów posłów opozycji, odbywała się za zamkniętymi drzwiami. Na salę nie wpuszczono też dziennikarzy oraz poszkodowanych przez spółkę GetBack.
Jednocześnie jeszcze przed wyborami prezes NIK Marian Banaś znalazł się na cenzurowanym z powodu wątpliwości dotyczących jego oświadczeń majątkowych, co ujawnił Bertold Kittel w reportażu dla "Superwizjera" TVN.
Po emisji reportażu Banaś udał się na bezpłatny urlop, z którego powrócił 17 października - pomimo apeli o złożenie rezygnacji.
Na początku grudnia przedstawiciele NIK poinformowali, że raport dotyczące GetBack i funkcjonowania Krajowej Administracji Skarbowej zostaną opublikowane jeszcze w 2019 roku.
Afera GetBack
Spółka GetBack powstała w 2012 roku, a w lipcu 2017 roku jej akcje zadebiutowały na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Zajmowała się zarządzaniem wierzytelnościami. Skupowała długi, głównie bankowe. Kupującym obligacje obiecywała wysokie oprocentowanie.
W kwietniu 2018 roku GPW, na wniosek KNF, zawiesiła obrót akcjami GetBacku. Stało się to po tym, gdy 16 kwietnia rano firma podała, że prowadzi negocjacje z PKO BP oraz Polskim Funduszem Rozwoju w sprawie finansowania o charakterze mieszanym kredytowo-inwestycyjnym w wysokości do 250 milionów złotych. Z komunikatu spółki wynikało, że informację uzgodniono "ze wszystkimi zaangażowanymi stronami", tymczasem PKO BP i PFR zdementowały informacje, że prowadzą takie rozmowy. To wywołało reakcję KNF.
Straty osób, które zainwestowały pieniądze w obligacje sięgają 2,5 mld złotych. Poszkodowanych może być nawet 18 tys. osób i instytucji.
Autor: mp / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock