Stała praca dla 100 tys. bezrobotnych osób poniżej 30. roku życia - to cel nowych przepisów, nad którymi pracuje obecnie Sejm. Na ich mocy koszt zatrudnienia takich osób ma być pracodawcom częściowo refundowany. Przedstawiamy najważniejsze założenia projektowanych zmian.
Projekt ustawy autorstwa posłów koalicji PO-PSL wpłynął do Sejmu na początku czerwca. Jest już po pierwszym czytaniu. Zakłada, że pracodawcy, którzy zatrudnią młode osoby (poniżej 30. roku życia), otrzymają refundację części kosztów ich zatrudnienia.
Zdaniem pomysłodawców program powinien nie tylko zmniejszyć bezrobocie wśród młodych, ale także ograniczyć zatrudnianie na umowy śmieciowe. "W założeniu instrument ten powinien spowodować zmniejszenie liczby pozapracowniczych form zatrudnienia i ułatwić przechodzenie do zatrudnienia w ramach umowy o pracę, w tym w dalszej perspektywie również na umowy o pracę na czas nieokreślony" - czytamy.
Oto najważniejsze założenia projektu: - pracodawcy będą mogli liczyć na dopłatę przez 12 miesięcy. Warunek: pracownik skierowanych przez Urząd Pracy będzie musiał zostać zatrudniony w pełnym wymiarze czasu i nie będzie miał więcej niż 30 lat. - dopłata ma wynieść tyle, ile wynosi najniższe wynagrodzenie; opłacone zostaną też składki na ubezpieczenia społeczne należne od pracodawcy. - pierwszeństwo w uzyskaniu refundacji będą mieli pracodawcy zatrudniający osoby podejmujące po raz pierwszy w życiu zatrudnienie w ramach umowy o pracę. - po upływie 12 miesięcy pracodawca będzie zobowiązany do utrzymania zatrudnienia pracownika przez kolejne 12 miesięcy - już na własny koszt. Niewywiązanie się z tego warunku będzie powodować obowiązek zwrotu uzyskanej przez pracodawcę pomocy w kwocie proporcjonalnej do okresu, w którym nie utrzymano zatrudnienia skierowanej osoby. Co ważne, wraz z odsetkami ustawowymi. - refundację kosztów zatrudnienia ma finansować starosta, na podstawie umowy zawartej z pracodawcą. Środki mają pochodzić ze specjalnego limitu Funduszu Pracy. Ma on zostać ustalony na lata 2016-2017 przez ministra pracy.
- na realizację projektu zabezpieczone zostaną środki Funduszu Pracy w kwocie 3 mld zł.
- jak deklarują autorzy projektu, w 2015 r. całkowite roczne koszty pracy na jednego zatrudnionego wyniosą 25 355,40 zł. W kolejnym roku – przy założeniu, że wysokość minimalnego wynagrodzenia wzrośnie do 1800 zł – będzie to 26 079,84 zł.
Trudna sytuacja
Twórcy projektu ustawy w uzasadnieniu piszą, że propozycja nowego prawa jest odpowiedzią na trudną sytuację młodych na rynku pracy. Ich zdaniem należy wprowadzać inicjatywy czy też instrumenty, który ułatwią młodym wejście i utrzymanie się na rynku pracy.
Z danych przytaczanych w projekcie wynika, że na koniec marca 2015 r. w rejestrach bezrobotnych znajdowało się 574 159 osób poniżej 30. roku życia. Osoby te stanowiły 30,9 proc. wszystkich zarejestrowanych. "Przy założeniu, że z nowego instrumentu skorzysta 20 proc. spośród uprawnionych młodych bezrobotnych, tj. znajdzie pracodawcę gotowego zawrzeć z nimi (za pośrednictwem powiatowego urzędu pracy) 12-miesięczną umowę o pracę w pierwszym roku funkcjonowania instrumentu skorzysta z niego ok. 115 tys. osób" - czytamy w projekcie.
Jeśli ustawa zostanie przyjęta, to wejdzie w życie 1 stycznia 2016 roku. Według wstępnych założeń ma obowiązywać dwa lata - do 31 grudnia 2017 roku. Na jego realizację zabezpieczone zostaną środki Funduszu Pracy w kwocie 3 mld zł określone w planie finansowym Funduszu Pracy na rok 2016.
"Gorączka przedwyborcza"
Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych twierdzi w rozmowie z tvn24bis.pl, że projekt tej ustawy pokazuje "przedwyborczą gorączkę". - Jej odbiorcy zostali zbyt szeroko określeni. Grupa wszystkich bezrobotnych poniżej 30. roku życia, niezależnie jak długo pozostawali bez pracy i jaki mają poziom wykształcenia, jest zbyt szeroka. Większość absolwentów szkół wyższych i tak znajduje pracę w kilka miesięcy po zakończeniu nauki, nawet jeśli przez jakiś czas są bezrobotni. To nie są osoby z definicji wykluczone z rynku pracy - mówi Lewandowski. - Dodatkowo istnieje ryzyko, że pracodawcy będą wykorzystywać jej zapisy, zatrudniając ze wsparciem osoby, którym i tak planowali dać pracę. To będzie jałowe wydawanie pieniędzy ze środków publicznych. Efekt w postaci stałego zatrudnienia nie będzie masowy - ocenia ekspert. Zdaniem Lewandowskiego lepszym rozwiązaniem niż refundowanie kosztów pracy byłoby ich ograniczenie. - Jeśli pracodawcy uważają, że na przeszkodzie do zatrudniania młodych na umowy o pracę są m.in. zbyt wysokie składki na ubezpieczenie społeczne, czy podatek dochodowy, który podnoszą poziom ogólnych kosztów wynagrodzenia, a obniżają płace netto, to należy w pierwszej kolejności je ograniczyć, np. obniżyć na określony czas, a nie obiecywać, że państwo zwróci pracodawcom część kosztów, które samo stworzyło - uważa Lewandowski.
W złym kierunku?
Według Dominiki Staniewicz, eksperta rynku pracy z BCC, projekt nie wpłynie korzystnie na sytuację młodych na rynku pracy. - Zaczynamy dryfować w bardzo złym kierunku. Płacimy młodym za to, że chodzą na praktyki i się uczą, płacimy pracodawcom za to, że zatrudniają. Przestańmy dopłacać i zacznijmy myśleć systemowo. To łatanie, a nie zmiany. Młodzi tak znajdą zatrudnienie, ale czy naprawdę warto, aby uczyć kolejne pokolenia uzależniania się od państwa? - mówi ekspert.
- Gdyby tylko rząd posłuchał pracodawców i obniżył koszty pracy, ułatwił procedury. Mielibyśmy pieniądze na zatrudnianie nowych młodych ludzi bez dotacji. Owszem skorzystają duże firmy, bo mają zaawansowane metody planowania i przygotowane strategie. Problem w tym, że nasz kraj to 90 proc. małych firm i średnich. Niewielu zaryzykuje - przekonuje.
Autor: msz/mn / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: (CC BY-NC-ND 2.0) | Gerardo Pesantez / World Bank