Fikcyjne kolizje. Fałszywe oświadczenia. Stłuczki których nigdy nie było. Nikt nie zna dokładnych danych, ale szacuje się, że tylko w zeszłym roku wyłudzono tysiące odszkodowań na ponad 1,5 mld zł. Materiał programu "Czarno na Białym".
Szalejące ceny to zmora właścicieli ponad 20 mln samochodów w Polsce. Wszyscy zapłacili albo niebawem zapłacą dużo wyższe składki ubezpieczenia OC. Wyższe nawet o kilkaset procent. Powód? Rekordowa dziura w budżetach firm ubezpieczeniowych, która w ub. roku przekroczyła miliard złotych. Załatać muszą ją więc wszyscy kierowcy. A w systemie zrobili ją między innymi oszuści wyłudzający odszkodowania.
Wyłudzanie odszkodowań
Wyłudzacze z roku na rok posuwają się do coraz bardziej wyrafinowanych sposobów.
- To, co za pomocą wyłudzenia otrzymuje jeden przestępca ubezpieczeniowy, jest składką 20 uczciwych osób - mówi Marcin Tarczyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń. Każdego roku dochodzi w Polsce do ok. 350 tys. kolizji i ponad 30 tys. poważnych wypadków. Szacuje się, że co dziesiąte wypłacone odszkodowanie za kolizję czy wypadek w ogóle nie powinno trafić do kieszeni poszkodowanego. Wartość wyłudzonych w ten sposób odszkodowań za zeszły rok to średnio ponad 1,5 mld zł. - Dokładnej skali wyłudzeń nikt nie zna. Tutaj możemy mówić wyłącznie o szacunkach, a więc kwotach idących w miliardy złotych - mówi Marcin Broda, ekspert ubezpieczeniowy.
W kółko po rondzie
Większość wyłudzeń odszkodowań to tzw. klasyka gatunku - czyli na stłuczkę lub na wymuszenie. To sytuacje zazwyczaj jednorazowe i proceder, który niezwykle trudno wykryć, a później udowodnić. Czasami kolizja powodowana jest celowo. Codziennością dla wyłudzaczy jest jeżdżenie w kółko po rondzie z dużą prędkością aż do chwili, kiedy ktoś ich nie zauważy i na nich wjedzie. - Przyjeżdżają do nas ludzie, którzy mówią wprost, że chcą naprawić taniej, żeby w kieszeni zostało trochę więcej kasy. Tylko że później to wraca, bo to, co kierowcy zaoszczędzili teraz, później stracą, np. przy sprzedaży auta - wyjaśnia jeden z właścicieli warsztatu. Popularne są też "kolizje" na parkingach centrów handlowych, na których nie ma oznaczeń dróg pierwszeństwa. W takich sytuacjach często pomaga monitoring i wykrywalność takich spraw rośnie. Jednak - jak twierdzą eksperci z branży ubezpieczeniowej - to tylko wierzchołek góry lodowej. - Te kwoty które udaje się złapać i te grupy przestępcze, które udaje się zidentyfikować i oskarżyć, to jest tylko część całego procederu - mówi Broda. Niemal każda firma ubezpieczeniowa ma w swoich szeregach specjalnie powołane zespoły zajmujące się weryfikacją i sprawdzaniem wiarygodności zgłaszanych szkód. To byli pracownicy policji i detektywi.
Więcej za polisę
Stłuczki to jednak nie tylko stres i nerwy. Kierowca, który spowodował stłuczkę, znajdzie się na "czarnej liście" firmy ubezpieczeniowej. Za kolejną polisę będzie musiał zapłacić więcej.
Jeżeli ktoś prowadzi nieostrożnie i powoduje stłuczkę, to ubezpieczyciel podnosi mu stawkę. I to nie dziwi. Dziwi jednak, że od kilku miesięcy stawki OC gwałtownie, nawet o kilkaset procent, drożeją także dla doświadczonych i bezwypadkowych kierowców.
Ubezpieczenie OC jest obowiązkowe. Płaci je ponad dwadzieścia milionów kierowców, w ub. roku było to średnio 500 zł rocznie.
OC mówiąc w uproszczeniu, to taka zrzutka na pokrycie kosztów likwidacji skutków wypadków. I jak wskazuje Jan Prądzyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń, "każda wypłata, przez ubezpieczyciela odszkodowania, jest wypłatą z pieniędzy wszystkich ubezpieczonych".
W ubiegłych latach do wspólnej puli trafiło mniej pieniędzy, niż z niej wydano na odszkodowania. Pod tym względem rekordowy był 2015 rok, różnica wyniosła ponad miliard złotych.
- To była kropla, która przelała tę szklankę. Te miliard dwieście straty. To już była tak duża kwota, że ubezpieczyciele zaczęli coś z tym robić - mówi Igor Rusinowski, agencja ubezpieczeniowa.
Podwyżki OC
Na celowniku firm znaleźli się młodzi i kierowcy po wypadkach oraz taksówkarze.
Arkadiusz Wawer płaci za OC prawie o 400 złotych więcej niż w ubiegłym roku. Za jeden samochód, a ma ich dziesięć. Łatwo zatem policzyć, ile stracił na podwyżce. - Na samym tylko OC to jest 3 tys. - 4 tys. zł rocznie - mówi taksówkarze.
Taksówkarz to kierowcy podwyższonego ryzyka, bo jeździ zawodowo, czyli pokonuje znacznie więcej kilometrów niż przeciętny kierowca, a to naraża go statystycznie na częstsze wypadki.
Przeciętnym kierowcy, który od 16 lat ma polisę OC, nie miał żadnej kolizji i właśnie zapłacił za OC 70 proc. więcej niż w ubiegłym roku to Łukasz Choroń, muzyk z Warszawy. Jego ubezpieczenie, które wynosiło ok. 500 zł, wzrosło do ponad 800 zł.
- To jest jakieś 70 procent. Oczywiście zniżki na papierze mam. Strach pomyśleć co by było, gdybym ich nie miał - mówi.
Kto winny
Zdaniem firm ubezpieczeniowych winę za podwyżki ponoszą ci, którzy powodują wypadki oraz przede wszystkim ci, którzy domagają się przed sądami gigantycznych odszkodowań.
- Na przykład 10, 15 lat temu ludzie poszkodowani w wypadkach nie wiedzieli, ze mogą ubiegać się o odszkodowania z tytułu utraty dochodów. Dzisiaj już to wiedzą. Pomagają im różne firmy - wskazuje Igor Rusinowski, agencja ubezpieczeniowa.
Trudno jednak winić kierowców, że są świadomi swoich praw. Tymczasem ubezpieczyciele denerwują się, że sądy są nieprzewidywalne. Za śmierć w wypadku członka rodziny potrafią zasądzić odszkodowanie od kilku do kilkuset tysięcy złotych.
Potwierdza to Jan Prądzyński z Polskiej Izby Ubezpieczeń. - Sądy zasądzają bardzo różnie. Doradcy poszkodowanych usiłują uzyskać coraz większe kwoty. To jest obszar, który wymaga uregulowania - podkreśla.
Hiszpania przykładem
Jednym z krajów, w którym uregulowano kwestię odszkodowań jest Hiszpania. Sędzia w tym kraju ma tabelkę, a w niej konkretne kwoty, które może zasądzić. - Jest przewidywalne, ile będzie płacone za śmierć osoby bliskiej. Ubezpieczeni i ubezpieczający wiedzą jakie kwoty dostaną. W Polsce tego nie wiemy - mówi Prądzyński.
Dlatego firmy ubezpieczeniowe nie potrafią przewidzieć, ile pieniędzy musi być w puli OC, żeby wystarczyło na pokrycie odszkodowań. Do tej pory braki łatały innymi ubezpieczeniami.
- OC każdy musi mieć, więc ubezpieczyciel je sprzedaje, ale zarabia na innych, dobrowolnych ubezpieczeniach: mieszkanie, AC. Dzięki temu łączny zysk firm był dodatni - mówi Igor Rusinowski.
Autor: tol/mb/ms / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24