100-120 tys. zł - tyle może dostać energetyk, który dobrowolnie zgodzi się odejść z pracy z jednej z państwowych grup energetycznych. A to - jak mówi anonimowo "Rzeczpospolitej" szef jednej z firm - minimalna kwota takiej odprawy. Mimo to, na dobrowolne odprawy jest mało chętnych
Programy dobrowolnych odejść (PDO) mają pomóc "odchudzić" sektor energetyczny. Związkowcy wynegocjowali zamrożenie zatrudnienia przez najbliższe kilka lat. Dlatego, by zachęcić pracowników do rezygnacji z bardzo dobrej płacy, firmy ich przekupują - pisze "Rzeczpospolita".
– Udział w takim programie zależy od indywidualnej decyzji pracownika i w praktyce oznacza sprzedaż miejsca pracy – mówi gazecie szef Zrzeszenia Związków Zawodowych Energetyki Janusz Śniadecki.
Mało chętnych na tysiące złotych
Chętnych na wysokie odprawy nie ma jednak wielu. W Enerdze do tej pory zgłosiło się po nie około 60 osób, choć firma przeznaczyła na ten cel kilkadziesiąt milionów złotych - czytamy.
Drugi pod względem wielkości producent energii w kraju, grupa Tauron, też przygotowuje PDO. Na razie propozycje rezygnacji z pracy może otrzymać w sumie kilkaset osób. W Enionie (firmie z grupy Tauron) wypłaty szacuje się na 40 – 100 tys. zł - wynika z informacji "Rz".
Będą się targować?
– Jeżeli skala odejść miałaby być większa, to i odprawa musi być znacząco wyższa - mówi jednak gazecie anonimowo jeden ze związkowców. - Niektórzy pracownicy deklarują, że są gotowi odejść po otrzymaniu 250 tys. zł odprawy.
Tak dużych grupowych odpraw nie otrzymał w Polsce jeszcze nikt. Dotąd największe odprawy do 120 tys. zł wypłacały również elektrownie.
Szacuje się, że wynagrodzenia stanowią w zależności od firmy ok. 12 – 20 proc. wszystkich kosztów produkcji energii. Zatem zmniejszenie zatrudnienia tylko o jedną trzecią ograniczyłoby je o 4 – 7 proc. W polskiej energetyce na 1 MW mocy elektrowni zatrudnionych jest średnio około trzech osób, w krajach rozwiniętych – jedna.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24