Dzieci rodzi się coraz więcej i ma to już pierwsze konsekwencje: rząd planuje, że na becikowe wyda w przyszłym roku o 10 mln złotych więcej niż w tym - pisze "Rzeczpospolita"
Tłok na porodówkach, brak miejsc w przedszkolach to skutek tego, że w dorosłość wkracza wyż demograficzny lat 80. Takiego roku jak ten nie było od dawna: do lipca urodziło się 227 tysięcy dzieci. W całym 2006 r. przyszło ich na świat 374 tys., a i tak demografowie cieszą się, że Polaków zaczęło przybywać o 8 - 10 tys. rocznie.
– Z miesiąca na miesiąc w całym kraju rodzi się coraz więcej dzieci. Jest ich wyraźnie więcej niż rok temu, najwięcej urodziło się w lipcu i sierpniu – opowiada Sławomir Janus, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie, który zbiera informacje o wszystkich noworodkach w Polsce. Do tej pory badania Eurostatu pokazywały, że Polki rodzą najmniej dzieci w Europie.
Mimo dobrej atmosfery na rodzenie dzieci, gazeta podkreśla, że pojawiają się nowe problemy, jak np. brak lekarzy neonatologów czy miejsc w szpitalach. Brakuje też miejsc w przedszkolach i żłobkach. – Pracujemy nad ustawą, która pozwoli je zakładać na prostych, mniej biurokratycznych zasadach – zapewnia minister pracy Joanna Kluzik-Rostkowska. – Musimy je wyjąć spod kurateli Ministerstwa Zdrowia. Teraz żłobek jest niepublicznym zespołem opieki zdrowotnej i dotychczas łatwiej go było zlikwidować, niż otworzyć. Tak robiono przez ostatnie lata.
Blisko 800 małych wiejskich gmin w ogóle nie ma przedszkoli. Samorządy masowo likwidowały przedszkola i żłobki w czasie niżu demograficznego.
Ministerstwo Pracy chce też przeforsować pomysł, by pracodawcy mogli dofinansować z funduszu socjalnego przedszkola przy firmach. Może to sprawić, że chętniej będą je zakładać. – Gdyby to rozwiązanie weszło w życie, pracodawca nie traciłby finansowo na otworzeniu takiego przedszkola – przekonuje Kluzik-Rostkowska.
Najwięcej dzieci rodzi się na Mazowszu i Śląsku, tam mieszka najwięcej Polaków, a bezrobocie maleje. Najmniej dzieci rodzi się na Podlasiu i w Opolskiem, ale i tu noworodków jest więcej niż jeszcze kilka lat temu. – Wypadamy gorzej niż reszta Polski, bo w naszym regionie wiele osób ma podwójne obywatelstwo, od lat pracuje na Zachodzie – tłumaczy dr Wojciech Guzikowski, opolski konsultant ds. położnictwa i ginekologii. Co nie znaczy, że rodzi się tu mało dzieci: każdej doby przynajmniej 17. – Wszystkie sale mamy pełne. Cieszę się, że ich nie likwidowaliśmy. Przylatują do mnie pacjentki z Hiszpanii, Irlandii, Szkocji. Tutaj chcą rodzić – dodaje Guzikowski.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24